Skocznie Salpausselkä w Lahti, czyli "szubienice". (fot. Vestman / Wikimedia Commons) |
Autobiografia Stanisława Marusarza pt. "Na skoczniach Polski i świata" to pozycja obowiązkowa dla każdego fana skoków narciarskich w Polsce. Słynny "Dziadek" dokładnie przywołuje tam historię, która spotkała go w Lahti w 1938 roku. Wówczas narciarska impreza w Lahti miała rangę mistrzostw świata. Na skoczni narciarskiej miał miejsce polsko-norweski pojedynek, który na zawsze przeszedł do romantyczno-tragicznej historii polskiego sportu. O tej sytuacji wspominałem krótko w jednej z poprzednich notek. Marusarz mógł zostać pierwszym w historii polskich nart mistrzem świata, jednak, według relacji z epoki, został skrzywdzony przez sędziów. W dwóch konkursowych skokach Polak uzyskał łącznie 5,5 metra więcej od Norwega Asbjoerna Ruuda. Przegrał różnicą 0,3 punktu, jak mogłoby się wydawać, notami za styl. Ale decydująca była decyzja sędziów dotycząca odległości drugiego skoku.
Fiński sędzia przyznawał Marusarzowi 67,5 metra, zaś sędzia z Norwegii obstawał przy tym, że polski zawodnik skoczył 66,5 m. Ostatecznie wynik ustalono na 67 m, jak pisał Marusarz, "norweskim targiem". Do wieczora, kiedy miały być ogłoszone oficjalne wyniki, wszyscy byli przekonani o triumfie Polaka. Ogłoszenie Ruuda jako zwycięzcy było szokiem nawet dla samego mistrza świata, który chciał oddać złoty medal "Dziadkowi". Zakopiańczyk nie zgodził się, a na narciarskie mistrzostwo świata dla Polski musieliśmy czekać do 1972 roku... Warto wspomnieć, iż drugie miejsce Stanisława Marusarza było pierwszym podium w Lahti od początku rozgrywania tamtejszych Igrzysk Narciarskich dla skoczka spoza krajów nordyckich.
Tadeusz Pawlusiak w locie (fotografia ze zbiorów T. Pawlusiaka, źródło: skijumping.pl) |
Po raz drugi Polak stanął na podium w Lahti w roku 1969. Ogromny sukces osiągnął wówczas zawodnik spod Bielska-Białej, znakomity stylista skoku, Tadeusz Pawlusiak. Był to pierwszy sezon Pawlusiaka jako specjalisty od skoków, wcześniej bowiem startował w kombinacji. Szybko wskoczył do światowej czołówki, stając na podium prestiżowego konkursu w Sankt Moritz, czy wygrywając zawody Pucharu Przyjaźni w Zakopanem. Trzecie miejsce w Lahti było potwierdzeniem wysokiej klasy Pawlusiaka. Polak przegrał z Niemcem Christianem Kiehlem, dla którego triumf w Finlandii był największym osiągnięciem w przeciągu całej kariery, oraz ze słynnym Veikko Kankkonenem, mistrzem olimpijskim z Innsbrucku z 1964 roku. Pawlusiak w kolejnym sezonie był bardzo bliski ogromnego sukcesu, kiedy prowadził po pierwszej serii MŚ w Szczyrbskim Jeziorze. W drugim skoku popełnił błąd przy lądowaniu i medalu nie zdobył. Ale to już inna historia...
Wielki sukces w Lahti osiągnął w biegach Józef Łuszczek w 1978 roku, kiedy to czwarty raz fińskie igrzyska były rozgrywane w ramach mistrzostw globu. Jednak na skoczni żaden z Polaków przez wiele lat nie potrafił stanąć na podium. Nie udało się to ani Stanisławowi Bobakowi, ani Piotrowi Fijasowi, którzy byli czołowymi skoczkami lat 70. i 80. Dopiero w 1996 roku młody Adam Małysz zajął trzecie miejsce ex aequo z Primożem Peterką, za Masahiko Haradą i Miką Laitinenem. To właśnie Małysz zaliczył najwięcej miejsc na podium w Lahti spośród polskich skoczków (to ci zaskoczenie!). Piąte mistrzostwa świata na Saupausselce (rok 2001) to polsko-niemiecki pojedynek Małysza i Martina Schmitta, kiedy obaj zdobyli po jednym złocie i jednym srebrze. Rok później, już w ramach standardowych zawodów PŚ, Schmitt pokonał Małysza, ale już w 2003 roku w dwóch konkursach rozegranych w Lahti nie było mocnych na Polaka.
Małysz zwyciężył jeszcze w 2007 roku. Był to jeden z konkursów w trakcie niebywałej pogoni za Kryształową Kulą, której zdobycia bliski był Anders Jacobsen. Wiślanin ostatni raz w konkursie indywidualnym w Lahti stanął na podium w 2010 roku, przegrywając jedynie z Simonem Ammannem, a w kolejnym sezonie dołożył jeszcze trzecie miejsce z drużyną. Było to pierwsze podium polskiej ekipy w historii Igrzysk Narciarskich w Lahti. "Brązową" passę zawodnicy Łukasza Kruczka utrzymywali także w 2012 i 2013 roku. Dziś szansa na podtrzymanie tej dobrej serii. Nie będzie to łatwe, gdyż wydaje się, że naszym skoczkom w tym sezonie nie do końca odpowiada skakanie na "szubienicy". Mam jednak nadzieję, że piątkowe kwalifikacje były jedynie wypadkiem przy pracy i Biało-Czerwoni powalczą z najlepszymi jak równi z równymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz