niedziela, 24 listopada 2013

Skąd ten Biegun?

Cyrk, jaki zgotowali nam organizatorzy dzisiejszych zawodów otwierających indywidualny sezon Pucharu Świata przejdzie do historii. Trudno wszak będzie zapomnieć o zamieszaniu pod koniec I serii, kiedy to dwaj najlepsi zawodnicy minionego sezonu - Anders Bardal i Gregor Schlierenzauer zrezygnowali ze startu w obawie o swoje bezpieczeństwo.

Krzysztof Biegun. Fot. Onet

Konkurs rozciągnął się na cztery godziny, a nerwy zaczęły puszczać nie tylko kibicom przed telewizorami, ale także członkom sztabów szkoleniowych. Dowodem tego jest relacja wysłannika Eurosportu, który na Twitterze podał wiadomość o tym, że dyrektor Pucharu Świata musiał uciekać przed rozwścieczonym asystentem trenera reprezentacji Austrii. Przy całym tym bałaganie skorzystaliśmy my, Polacy (mimo, że pokrzywdzony został lider naszej ekipy...). Aż czterej Biało-Czerwoni znaleźli się w pierwszej dziesiątce zawodów, co do tej pory zdarzało się najwyżej w letnich konkursach. Bohaterem przedziwnego przedstawienia w Klingenthal został przedstawiciel naszej kadry juniorskiej - Krzysztof Biegun.

Któż spodziewał się, że pierwszym liderem Pucharu Świata w tym sezonie będzie młody Polak? W tym miejscu widać, że największy gwiazdor światowych skoków, Gregor Schlierenzauer, zna się jak nikt na swoim fachu. Austriak zapowiedział, że objawieniami sezonu mogą być Andreas Wellinger (dzisiaj drugi) oraz... właśnie Biegun. Mimo to, nasz młody zawodnik to wciąż dość anonimowa postać. Nic dziwnego, wszak nawet skacząc w kategoriach juniorskich nie odnosił tak spektakularnych sukcesów jak wielce eksploatowany medialnie Klemens Murańka, czy jego rywal z krajowego podwórka Aleksander Zniszczoł. Z punktu widzenia kibica niedzielnego kibica Krzysztof Biegun jest człowiekiem znikąd. A skąd jest naprawdę?
Bohater dzisiejszego dnia urodził się w 1994 roku w Gilowicach pod Żywcem. Ta miejscowość kibicom sportu może kojarzyć się z polskim mistrzem świata w boksie zawodowym - Tomaszem Adamkiem. "Góral" rozsławił małą miejscowość w naszym kraju i za oceanem. Jednak to nie Adamkowi, a Adamowi - Małyszowi - Gilowice zawdzięczają zaistnienie na skokowej mapie Polski. Może nie bezpośrednio, ale trudno zaprzeczyć temu, że dwie małe skocznie powstały w podżywieckiej wsi na fali małyszomanii. Szkoleniem skoczków zajął się prowincjonalny klub związany z miejscową parafią, Olimpijczyk Gilowice. Młody Biegun trenował w Olimpijczyku jeszcze zanim zbudowano obiekty. 


Skocznie w Gilowicach w 2013. Fot. Mikołaj Szuszkiewicz

W Gilowicach byłem tego lata podczas swojej największej w życiu wyprawy skoczniowej (a o wyprawach na pewno jeszcze opowiem...). Skocznie - K 14 i K 20 są naprawdę porządne. Całą konstrukcję wykonano z drewna, zeskok pokryty jest igelitem - co prawda maty nie są najnowsze (są z odzysku - wcześniej leżały na Średniej Krokwi w Zakopanem). Sam fakt istnienia tychże obiektów jest oczywiście dużym pozytywem, jednak uczciwie trzeba powiedzieć, że gilowickie skocznie są wystarczające jedynie dla najmłodszych i początkujących skoczków. By adamkowa (i biegunowa) miejscowość mogła szczycić się mianem znaczącego ośrodka skoków, przydałyby się przynajmniej jeszcze dwie większe skocznie, o punktach K usytuowanych przykładowo na 40 i 60 metrze (dla seniorów i tak byłoby to jeszcze za mało). By trenować na większych skoczniach, zawodnicy z Gilowic najkrótszą drogę mają do Szczyrku, gdzie znajduje się najwspanialszy polski kompleks skoczni narciarskich - Skalite. Zresztą, bohater dzisiejszych zawodów jest już w tej chwili reprezentantem Sokoła Szczyrk.


Panorama skoczni w Gilowicach - widok z wieży sędziowskiej. Fot. Mikołaj Szuszkiewicz

Czy Gilowice wychowają kolejnych Biegunów? Mam nadzieję że tak, jako że szczególnie kibicuję małym ośrodkom skoków narciarskich w Polsce. Warto przyglądać się rozwojowi skoczków z klubu Klimczok Bystra spod Bielska-Białej, który reprezentuje chociażby Bartłomiej Kłusek (dawniej zawodnikiem tej drużyny był obecny szkoleniowiec polskiej ekipy, Łukasz Kruczek). W ostatnim sezonie wreszcie wybił się ponad przeciętność przedstawiciel jedynego skokowego ośrodka na Podkarpaciu - Zagórza. Mam tu na myśli Adama Rudę, który zdobył już punkty w Pucharze Kontynentalnym i kto wie, czy nie zadebiutuje w którymś z konkursów Pucharu Świata rozgrywanych w Polsce. To pokazuje, że nie tylko Zakopane, Wisła i Szczyrk potrafią wychowywać młode talenty w tej jakże popularnej w naszym kraju dyscyplinie. I to cieszy.

A może kiedyś doczekam się zwycięstwa w Pucharze Świata zawodnika z Łodzi... Pomarzyć - dobra rzecz.

1 komentarz:

  1. Witaj, dziękuję za zaproszenie. Tu Emu ze Skoczni... Powiem, że mnie wyprzedziłeś - ja w sumie od lat myślałam o założeniu bloga o skoczniach (pt. "Skocznioznawstwo"), ale powstrzymywało mnie to, że ja jakoś nie umiem szybko niczego zrobić ze zdjęciami - skanowanie jednego zdjęcia ze zmniejszeniem to kilka minut, a nie wszystkie moje zdjęcia skoczniowe mają odnajdywalne wersje elektroniczne, nawet zrzucenie z aparatu czy płyty nie wyłącza roboty, bo trzeba jeszcze zmniejszyć zdjęcie... Przypuszczalnie ktoś umie to robić ekspresowo, ale ja do takich ludzi nie należę.

    OdpowiedzUsuń