Urban Franc w locie (fot. MMC RTV SLO, źródło: rtvslo.si) |
Urban Franc urodził się bowiem w 1975 roku w słoweńskim Bledzie, wówczas jeszcze w granicach Jugosławii. W Pucharze Świata zadebiutował jako siedemnastolatek i szybko okazał się rewelacją, kiedy to podczas zawodów w Falun zajął drugie miejsce, zdobywając jednocześnie swoje pierwsze punkty do klasyfikacji. Działo się to w 1992 roku, a więc rok przed mistrzostwami świata na skoczni Lugnet – podobnie, jak to było w obecnym sezonie… Przyszłość pokazała, że 22. Miejsce Franca w klasyfikacji końcowej sezonu 1992/93 było najlepszym miejscem w całej jego karierze. Na podium PŚ nigdy więcej się nie pojawił, ale…
Jugosłowiańskie skoki zawsze równały się skokom słoweńskim. Siłę reprezentacji bałkańskiego kraju zawsze stanowili bowiem zawodnicy pochodzący ze Słowenii, tam też istniały najważniejsze ośrodki skoków narciarskich. Pod koniec lat 80. jugo-słoweńskie skoki miały swojego mistrza – Primoża Ulagę, który był członkiem srebrnej drużyny z igrzysk w Sarajewie. Niedługo później do sukcesów Ulagi, w burzliwym dla Jugosławii okresie, nawiązał młody Franci Petek, który zdobył tytuł mistrza świata w 1991 roku. Słowenia była wtedy w trakcie budowania niezależnej struktury państwowej. Po wojnie dziesięciodniowej latem tegoż roku, została uznana przez międzynarodową społeczność jako niepodległe państwo.
Petek prędko stał się gwiazdą w młodym kraju, został wybrany na sportowca roku. Nie spełnił on jednak w pełni pokładanych w nim nadziei. W kolejnym sezonie stanął na podium tylko w jednych zawodach Pucharu Świata. Gdy przyszedł sezon kolejny, gwiazda Petka przygasła. Ale już pierwsze zawody pokazały, że Słoweńcy mogą mieć nadzieje na dobre występy swojego juniora – wspomniane podium w Falun Urbana Franca miało miejsce w pierwszych zawodach sezonu. Okazało się, że z dużej chmury spadł mały deszcz. W olimpijskim sezonie 1993/94 Franc wystąpił tylko w jednym konkursie i nawet nie zdobył punktów. Także kolejny sezon był dla Franca nieudany. Wciąż jednak był młodym skoczkiem, który mógł w każdym momencie „wystrzelić” z formą. I… tak się stało. Ale tylko w jednej imprezie.
W 1996 mistrzostwa świata w lotach odbywały się w Tauplitz. W pierwszej serii na słynnej skoczni Kulm, Franc osiągnął 171 metrów i był to jeden z lepszych skoków, choć krótszy chociażby od tego oddanego przez młodego Adama Małysza. Słoweńcowi poszło lepiej w drugim skoku (186 m) i po pierwszym dniu rywalizacji był na czwartym miejscu. Tym sposobem otarł się o swoje kolejne podium zawodów Pucharu Świata, bowiem wówczas wyniki pierwszego i drugiego dnia mistrzostw z osobna uznano za pojedyncze konkursy wliczane do klasyfikacji zmagań o Kryształową Kulę. Drugi dzień był również dobry dla Słoweńca. Dzięki dobrym skokom (189 i 190 m – rekord Słowenii) znów był czwartym zawodnikiem dnia, ale m.in. dzięki słabszej postawie Fina Ari Pekki Nikkoli, zajął trzecie miejsce w klasyfikacji całych mistrzostw i otrzymał brązową FIS-owską śnieżynkę. Słoweńcy znów mogli chwalić się medalistą dużej imprezy. Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że niedługo eksploduje talent Primoża Peterki, który już wtedy zaczął notować pierwsze przebłyski…
W krótkiej erze Peterki, który zdobył dwukrotnie Puchar Świata (1997 i 1998), Franc znów był w cieniu. W Nagano (1998) zdążył zaliczyć olimpijski debiut, jednak nie udało mu się wejść do najlepszej trzydziestki. Niedługo później, zawodami w Planicy w 1999 roku, zakończył przygodę ze sportem. „Latający Blejec” zapamiętany został jako niespełniony talent, o bardzo nierównej dyspozycji w przeciągu całej kariery. Poza tym, jego skoki były dość surowe technicznie. To, że największy sukces odniósł na tzw. skoczni mamuciej, wydaje się szczególnie dziwne ze względu na pasywny styl lotu Franca. Brązowego medalu mistrzostw świata w lotach nikt mu jednak nie odbierze, a jego nazwisko będzie mi się przypominać przed każdym „lotniczym” czempionatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz