Roman Koudelka latem tego roku. Aerodynamiczny wąs a la Adam Małysz powoli się zarysowuje. (fot. |
I faktycznie - kolejne sezony były dla Romana Koudelki bardzo udane, bywał blisko miejsc na podium w zawodach PŚ. Niektórzy wymieniali go wśród faworytów do medalu na MŚ w Libercu w 2009 roku. Stał się rozpoznawalną postacią w światku, przede wszystkim ze względu na pewne cechy charakterystyczne związane z jego skokami. Mocne wyjście z progu okraszone wystawianiem języka, a następnie "elektryczne" rozedrganie w powietrzu to differentia specifica skoczka zza naszej południowej granicy. Jednak już sezon olimpijski 2009/10, poza błyskiem (12. miejsce) na samych igrzyskach, był dla Czecha zupełnie nieudany. Swą pozycję odbudowywał z wielkim mozołem.
Wreszcie udało się. W sezonie 2011/12, mimo niełatwych początków (w Harrachowie zaliczył groźnie wyglądający upadek), zadomowił się w czołówce. Pierwsze podia, piąte miejsce w Turnieju Czterech Skoczni i dziesiąta pozycja w klasyfikacji końcowej PŚ. Mistrz świata juniorów sprzed lat jest na swoim miejscu - wydawało się. Ale już następna odsłona walki o Kryształową Kulę (2012/13) była, kolokwialnie mówiąc, klapą. Jak bowiem inaczej nazwać jedynie 40 punktów zdobytych w przeciągu całej rywalizacji? Jakby tego było mało, przed kolejnym sezonem odniósł poważną kontuzję, co wykluczyło go ze startów w pierwszej części zmagań najlepszych skoczków świata w drugim dla niego sezonie olimpijskim. Zastanawiano się, czy ten niewątpliwie zdolny, ale pechowy skoczek będzie wreszcie zawodnikiem najwyższej światowej klasy?
Roman Koudelka mocno zaczął obecny sezon. Skąd ten błysk? Z jednej strony, z pewnością, procentuje doświadczenie, którego nabrał przez te kilka burzliwych lat w Pucharze Świata. Z drugiej - może być to zmiana trenera. Powrót do Czech Richarda Schallerta, który wprowadzał Koudelkę w świat wielkich skoków, mógł zadziałać jak potężny kopniak po nierównych latach przepracowanych pod wodzą Davida Jiroutka. Wydaje się też, że Koudi dopracował technikę skoku, a nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w okresie przygotowawczym w końcu nie zaskoczyły go żadne niemiłe niespodzianki. Dobra forma pana Romana, która pojawiła się pod koniec poprzedniego sezonu zimowego, a latem także dawała o sobie znać, powędrowała jeszcze w górę. Na razie się utrzymuje. Czy na długo?
Moim zdaniem, właśnie teraz Koudelka ma szansę na to, by zaznaczyć swoją obecność w stawce prawdziwie mocnymi akcentami. To może być jego czas. Jeśli w tym momencie pójdzie za ciosem, to nareszcie może pozbyć się piętna skoczka "nierównego". Tylko czy "elektryczny" lider Pucharu Świata jest w stanie tego dokonać? Myślę, że tak. Przypomina mi trochę Kamila Stocha, który także mozolnie budował swoją pozycję, po drodze dowodząc co jakiś czas, że ma papiery na prawdziwego mistrza - nie na jednego z wielu. Realnie widzę więc szansę na polsko-czeskie pojedynki na szczycie. I wcale nie mam tu na myśli niesfornych turystów na Śnieżce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz