Piotr Żyła (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Zawody Pucharu Świata w Polsce miał być przełomem dla naszej reprezentacji. Po dwóch świetnych sezonach (brązowy medal w drużynie na MŚ 2013, czwarte miejsce w Soczi i zwycięstwa w zawodach PŚ) coś przestało działać. Zastanawiano się, czy może naszą kadrę podłamała kontuzja lidera. Ale kiedy wreszcie Stoch powrócił (i to w świetnym stylu), reszta ani drgnęła. Mistrz olimpijski i pozostali Polacy są w dwóch skokowych światach.
Chyba najbardziej sen z powiek trenerowi Kruczkowi spędza dyspozycja Piotra Żyły. W pojedynczych skokach skoczek KS Wisła pokazuje ogromną moc i możliwości walki o najwyższe cele. Ale co z tego, skoro po bardzo dobrych treningach i zazwyczaj solidnym pierwszym skoku w zawodach, przychodzi drugi fatalny? Wiele osób sygnalizuje, i zdaje się to oczywiste, że problem leży w głowie zawodnika. I sam Żyła zdaje sobie z tego sprawę. "Skoki w 80% to psychika" mówił przed miesiącem. Jeśli zawodnik, który może wygrywać zawody Pucharu Świata (pamiętamy znakomite Holmenkollen 2013), spisuje się blado, bo paraliżuje presja, to czemu by nie powrócić do pracy z psychologiem sportowym? Oczywiście, psycholog nie będzie zbawcą, który pstryknięciem palcem wprowadzi polskich skoczków na podium, ale i nie o zbawienie tu chodzi. Chodzi o uzupełnienie brakującego elementu układanki. Kiedy skoczek przejawia dobrą formę, ale zwyczajnie się "spala", bieżąca pomoc fachowca może tylko mu pomóc.
Ale może nie tylko psychika jest winna? Wściekły Jan Ziobro mówi: "skaczemy jak łajzy". Maciej Kot nieco konkretniej wspomina, że najwyraźniej przed sezonem zostały popełnione błędy, choć niczego ani nikogo nie wskazuje palcem, by nie siać fermentu. Czy po prawie siedmiu latach pracy trenera Kruczka z kadrą ta dobrze naoliwiona machina przestała funkcjonować? Jako orędownik profesjonalizmu polskiego szkoleniowca, obstawiałbym za tym, że w trybikach zawieruszyła się jakaś nieprzyjemna, choć niewielka drzazga. Jeśli letnie przygotowanie szło nie tak, jak powinno, to z pewnością wyciągnięte zostaną z tego wnioski na kolejny sezon, który może być już dużo lepszy (pamiętajmy także, że obecny jeszcze się nie skończył!). Może ta drzazga to właśnie brak pomocy psychologicznej, może to jakaś zła koncepcja w planie treningowym - to jest do wyeliminowania, wystarczy wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Nie można jednak wykluczyć też tego, że coś się po prostu wypaliło na linii trener-zawodnicy. W takiej sytuacji przychodzi mi na myśl rozwiązanie następujące: wydzielenie "Teamu Stoch" z Łukaszem Kruczkiem i zatrudnienie nowego szkoleniowca dla pozostałych. Proponuję jednak taką koncepcję na razie schować gdzieś głęboko do szuflady i skupić się na tym, jak wyjąć drzazgę, a nie, ze zwodniczym duchem nowoczesności, wymieniać od razu całego sprzętu.
A może już w Sapporo Polacy się przebudzą, a potem w Falun posypią się dla nas medale... I wszystkie te rozważania trzeba będzie wyrzucić do kosza? Tego sobie, kibicom i przede wszystkim skoczkom życzę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz