czwartek, 19 lutego 2015

MŚ w Falun: Przegląd faworytów

Tak samo jak w zeszłym roku przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Soczi, tak i tym razem przed główną imprezą sezonu biorę pod lupę głównych faworytów rywalizacji. W przeciągu kilku najbliższych dni okaże się, które przewidywania były trafne, a którymi okażą się trafione jak kulą w płot!

Logo mistrzostw
(materiały organizatora)

PANIE

Przegląd zacznę od pań,  których w tym sezonie nie piszę zbyt wiele. Wynika to po części z faktu iż obecny sezon Pucharu Świata kobiet jest uboższy w konkursy (do końca pozostał jedynie finał na Holmenkollen!). Czempionat w Falun będzie dla pań czwartym w historii. Tytułu wywalczonego w Predazzo bronić będzie Sarah Hendrickson. Ale czy można ją zaliczyć do głównych kandydatek do zwycięstwa? Raczej nie, choć niewykluczone, że Amerykanka, która po zmaganiach z kontuzją na dobre powróciła już do regularnej rywalizacji, jest w formie na pierwszą szóstkę, a przy odrobinie szczęścia może zdobyć medal - w końcu na podium w Pucharze Świata już udało się jej wrócić. Wydaje się jednak, że najprędzej może być to medal brązowy, bowiem o złoto powalczą dwie najlepsze zawodniczki klasyfikacji PŚ - Daniela Iraschko-Stolz i Sara Takanashi.

Doświadczona Austriaczka i młoda, ale już utytułowana Japonka przyzwyczaiły nas do dominacji w światowych skokach (szczególnie od momentu kontuzji Hendrickson). Ostatni konkurs w Ljubnie wygrały ex aequo i powinny rozegrać walkę o mistrzostwo między sobą. Powinny, ale wcale nie musi się tak stać. Dokładnie tę samą rywalizację na szczycie typowano przed Soczi, a złoto sprzed nosa Iraschko i Takanashi zabrała Niemka Carina Vogt. Zakładając jednak, że tym razem nie stanie się nic nieprzewidzianego i to dwie główne faworytki zajmą dwa pierwsze miejsca - czy za którąś z nich przemawia więcej atutów? Oczywiście wielkim plusem reprezentantki Austrii jest doświadczenie, dzięki któremu łatwiej jej poradzić sobie z presją (co nie udało się dwukrotnie Japonce - w Predazzo i w Soczi). Ale może Takanashi pokieruje się zasadą do trzech razy sztuka i tym razem potwierdzi swoje niebywałe umiejętności zdobywając złoto? Wnioski z poprzednich imprez zapewne zdążyła wyciągnąć.

Ale nie tylko Iraschko, Takanashi i Hendrickson rywalizacja stoi. Wysoką formę potwierdza Kanadyjka Taylor Henrich. Gdyby zdobyła medal, byłby to największy sukces kanadyjskich skoków od czasów Horsta Bulaua (w latach 80. stawał 3 razy na podium klasyfikacji końcowej PŚ i raz w TCS). Tak dobre występy Henrich to niespodzianka. A jeszcze przed sezonem wydawało się, że Kanada nie będzie miała czego szukać w Falun, szczególnie w obliczu końca kariery Alexandry Pretorius. Niewątpliwie liczyć się powinny bardzo solidna mistrzyni olimpijska Carina Vogt, czy nieprzewidywalna Japonka Yuki Ito (mocna w skokach treningowych). Zawsze groźne są Słowenki (Spela Rogelj, Maja Vtić), Norweżka Maren Lundby, czy Austriaczka Jacqueline Seifriedsberger. Poziom jest na tyle wyrównany, że medal którejkolwiek z nich nie będzie wielką niespodzianką. Na koniec zostawiłem chyba najbardziej zagadkowe nazwisko. Mam na myśli Evę Pinkelnig, jeden z największych fenomenów w skokach narciarskich w ostatnich latach. 26-latka zadebiutowała w międzynarodowych zawodach latem zeszłego roku. Wcześniej trenowała narciarstwo alpejskie. W skokach ociera się o podium zawodów PŚ i praktycznie nie wypada z pierwszej dziesiątki. Jeśli w zawodach indywidualnych spisze się lepiej od Seifriedsberger, to będzie miała ogromną szansę na występ w mikście. A to może oznaczać nawet złoty medal MŚ. Byłoby to nie lada wydarzenie.

PANOWIE

Głównych faworytów wśród panów chyba każdy obserwator skoków narciarskich wymieni jednym tchem. Severin Freund. Peter Prevc. Stefan Kraft. Kamil Stoch. Noriaki Kasai. Anders Fannemel. Roman Koudelka. Kolejność niby trochę przypadkowa, ale chyba jednak nie do końca. Freund jest niebywale mocny, Prevc depcze mu po piętach, Kraft ma sezon życia (tylko czy wytrzyma presję?), Stoch po kontuzji jest nieco nieprzewidywalny, ale impreza docelowa zawsze go pozytywnie nastraja i zapewne będzie się liczył, szczególnie na dużej skoczni (a jeśli dojdzie do swojej topowej formy, to będzie trudny do zatrzymania), Kasai po prostu jest geniuszem skoków, Fannemel na fali rekordu świata może fruwać jak nakręcony, a Koudelka jak nikt potrafi wykorzystywać niepowodzenia rywali. Ale... to wszystko wszyscy wiedzą. I chyba nie warto rozpisywać się więcej na temat tych skoczków. Czy jest więc ktoś, kto może wmieszać się w szyki wielkich faworytów czempionatu rozgrywanego na szwedzkiej ziemi?

Spoglądając na wyniki dotychczasowych treningów, od razu rzuca się w oczy nazwisko Gregora Schlierenzauera - "no tak, przecież jest jeszcze Schlierenzauer!". A przecież w tym sezonie przyzwyczaił nas do raczej mizernych (jak na niego) występów. "Nigdy nie lekceważ Schlierenzauera!" - taki przekaz zdaje się stać za jego solidnymi skokami w Falun. Cóż, w końcu to postać, która zrobiła najwięcej zamieszania w światowych skokach na przestrzeni ostatnich sześciu-siedmiu lat. Inne nazwisko, które zwraca na siebie uwagę to Marinus Kraus. Ten solidny skokowy rzemieślnik jest już przecież mistrzem olimpijskim z drużyny! Indywidualnie jak dotąd nie osiągnął jeszcze nic wielkiego, ale uzyskał status skoczka, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Trener Schuster miał twardy orzech do zgryzienia podczas wybierania składu na kwalifikacje. Oprócz Freunda i Krausa, dobrze prezentowali się Freitag, Eisenbichler i powracający Wellinger. Szkoleniowiec odrzucił tego drugiego, choć w treningach był 1. i 6.! To świadczy o sile niemieckiej ekipy, która, będzie chciała zdobyć złoto drużynowo. Jak w Soczi.

Nie należy zapominać o Michaelu Hayboecku, który przecież w tym sezonie był już liderem PŚ, i choć nieco spuścił ostatnio z tonu, to ze względu na jego możliwości, skreślenie mogłoby się okazać poważnym błędem. Uważajmy na powracających po kontuzjach rutyniarzy Simona Ammanna i Andersa Bardala (pamiętajmy, że Norweg broni tytułu na normalnej skoczni!). Na razie nie błyszczą, ale to jedne z tych nazwisk, których lekceważyć nie można. Treningi szły całkiem po myśli trzech Japończyków - Daikiego Ito, Junshiro Kobayashiego i Taku Takeuchiego. To jednak nie pierwsze takie "próbne" wybryki skoczków z Kraju Kwitnącej Wiśni i mimo wszystko trudno mi sobie wyobrazić któregoś z aktualnych kolegów z drużyny Kasaiego na podium - to już "nie to" pokolenie mistrzów! Być może mylę się okrutnie.

A co z Polakami (oprócz Kamila Stocha)? O miejsce w pierwszej dziesiątce jest w stanie walczyć prawdopodobnie jedynie Piotr Żyła, ale wyłącznie pod warunkiem, że odda dwa dobre skoki, a nie tylko jeden. O tym, jak ta prosta zależność jest w skokach istotna, przekonywał wszystkich przez lata Adam Małysz. I tego popularny Pieter od swojego ciotecznego szwagra powinien się wreszcie nauczyć. W konkursie drużynowym o medal będzie nam w tym roku niezwykle trudno. Ale na pewno nie można poddawać się na starcie. Oby Naszym szwedzki wiatr sprzyjał!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz