Carina Vogt fot. Ailura / Wikimedia Commons, lic. CC BY-SA 3.0 |
Odległości, które osiągały zawodniczki nie zachwycały, a mimo to zawody przebiegały tak, że były naprawdę emocjonujące. Po I serii prowadziła Daniela Iraschko-Stolz przed Vogt i Taylor Henrich, która na skoczni w Falun skakała bardzo dobrze i miała szansę na zdobycie historycznego medalu dla Kanady. Potwierdziło się, że na dużych imprezach nie radzi sobie z presją Sara Takanashi. Dopiero ósme miejsce po pierwszym skoku (bardzo nisko ocenionym, głównie przez charakterystyczne dla Japonki lądowanie) nie odbierało jej szansy na medal (strata do Henrich wynosiła 4,1 pkt.), ale sprawę znacząco utrudniało.
Japonka z pewnością zdawała sobie sprawę z tego, że musi postawić wszystko na jedną kartę. Jej drugi skok wyglądał bardzo dobrze. 93 metry pozwoliły jej prowadzić aż do skoku swojej rodaczki, czwartej po pierwszym skoku Yuki Ito. Jednak dwa lata starsza koleżanka dwukrotnej zdobywczyni Kryształowej Kuli pofrunęła na tę samą odległość, co dało jej przodownictwo w tabeli. Było już jasne, że o medal dla Takanashi będzie bardzo trudno. Pozostały trzy bohaterki pierwszej kolejki. Taylor Henrich ruszyła do boju z wielkim przejęciem. Odległość była niezła - 91 metrów i mogło to wystarczyć do medalu, gdyby nie fatalne lądowanie. Trzecia pozycja oznaczała, że medal na pewno zdobędzie Ito, a Kanadyjka prawdopodobnie obejdzie się smakiem.
Do końca rywalizacji zostały już tylko dwa skoki. Mistrzyni olimpijska Carina Vogt już w Soczi dowiodła, że ma mocne nerwy. Wówczas prowadziła po pierwszym skoku i zdołała obronić czołową lokatę, wpisując się w annały sportu jako pierwsza zwyciężczyni konkursu olimpijskiego w skokach. Jak było tym razem? Po skoku na 92 metry wiedziała, że na pewno obroni drugie miejsce. Trudno jednak było myśleć o złocie, skoro na belce siedziała jeszcze Daniela Iraschko-Stolz. To miała być formalność dla Austriaczki. Ta jednak skok zepsuła. Mamy niespodziankę - Niemka mistrzynią świata! Czy jednak można mówić o niespodziance, kiedy złoto zdobywa aktualna mistrzyni olimpijska... Choć można było spodziewać się jej medalu, to wygrana mimo wszystko jest zaskoczeniem. Ale chyba już ostatni raz. Na kolejnej dużej imprezie wszyscy już będą wiedzieli, że wygraną Vogt trzeba brać pod uwagę - nawet, gdy Niemka teoretycznie wcale główną faworytką nie jest.
I tylko żal, że zabrakło Polek...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz