Uśmiech Janne Ahonena nie jest łatwy do uchwycenia. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Åge Aleksandersen to weteran norweskiej piosenki. Urodził się w pierwszy dzień wiosny roku 1949 roku w miasteczku Namsos, które w swoim herbie ma bardzo sympatycznego łosia. Aleksandersen największe triumfy na scenie święcił w latach 70. i 80. Związany z Trondheim, był autorem oficjalnej piosenki MŚ w narciarstwie klasycznym, które odbyły się w tym mieście w 1997 roku. Tak brzmi "Snørosa":
Ale nie piosence o zimowej róży zapragnąłem poświęcić tę notkę. Aleksandersen kilka lat temu rodakom Amundsena, Muncha i Bjoergen wyśpiewał pewien bardzo przystępny i pełen pozytywnej energii blues-rockowy kawałek, w którym opowiadał o uśmiechu pewnego skoczka narciarskiego... Nie był tym skoczkiem jednak ani słynny sobowtór Kurta Cobaina - Bjoern Einar Romoeren, ani as przestworzy Roar Ljoekelsoey. Ale czy można się temu dziwić? Wszak nie od dziś wiadomo do kogo należy najbardziej wyjątkowy uśmiech w świecie skoków. Tak. Chodzi o Janne Ahonena.
Oprócz tytułu (czyli Janne Ahonen Smil) przewijającego się w refrenie, niewiele rozumiem z tekstu tej bardzo sympatycznej piosenki. Ale dla tych, którzy nie posiedli jeszcze umiejętności porozumiewania się po norwesku, przygotowano teledysk. Kto nie rozumie o czym pan Åge śpiewa - może radować się samą melodią i przy okazji obejrzeć sobie animowaną historyjkę (przeplataną obrazkami z sesji nagraniowej Åge i kolegów). A historyjka ta jest dość... oryginalna.
Siwobrody Pan Bóg zsyła na ziemię znane nam skądinąd postacie: Adama (nie, nie Małysza) i Ewę. Ten fakt prawdopodobnie nie spodobał się czarnemu aniołowi o powierzchowności samego wykonawcy. Być może właśnie dlatego decyduje się on na podfrunięcie ku niebiosom, gdzie
Tymczasem Adam i Ewa wlepiają w siebie wzrok sprawiając wrażenie zakochanych od pierwszego wejrzenia. Szybko okazuje się jednak, że relacja ta opiera się tylko na seksie. Abyśmy nie musieli oglądać igraszek Pierwszych Ludzi, z pomocą przychodzi nam kruk, który zresztą przewija się przez klip od samego początku. Ptak zostaje jednak nagle znokautowany. Ponieważ boks zawodowy w Norwegii był jeszcze wówczas zakazany, zabójczy cios musiał zostać oddany przez inny podmiot, aniżeli Floyd Mayweather bądź któryś z jego kolegów. Padło na adamowe nasienie. W dodatku ubrane w okulary Aleksandersena i rozśpiewane w cały świat.
Wielość wrażeń w rajskim ogrodzie spowodowała najwyraźniej, że między kochankami jednak zaiskrzyło! Kto by pomyślał? Rozanielona Ewa okazuje swoją miłość, rzucając jabłkiem w stronę Adama. Owoc (w kształcie serca) zostaje niestety przechwycony i pożarty przez animowanego piosenkarza (już bez skrzydeł). Musiało to rozsierdzić Adama, jako że w następnej scenie rozpędzony, niczym pod wpływem środków odurzających, przemierza lasy i góry. Kiedy osiąga szczyt (nie po raz pierwszy w tej historii), skopuje znajdującą się tam postać w bieli (trochę podobną do Boga z początku klipu, ale równie dobrze może to być też yeti) i jednocześnie wzbija się w powietrze, stając się uśmiechniętym i rozpromienionym Janne Ahonenem.
Historia nie kończy się raczej źle, przynajmniej dla Ewy. W finale uśmiechnięta idzie przed siebie, trzymając za rękę Adama, który nieznanym zrządzeniem losu nie jest już Ahonenem. Jest za to wyraźnie zniesmaczony, bo za drugą rękę prowadzi go przeszczęśliwy Åge Aleksandersen.
Muszę przyznać - niezły odjazd.
Jeśli po Janne Ahonen Smil jest Wam mało Åge Aleksandersena, świetnego muzyka i człowieka, który wyraźnie ma bardzo duży dystans do tego co robi, proponuję posłuchać jego największego przeboju. Tutaj, niestety, teledysku już nie ma.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz