niedziela, 1 grudnia 2013

Niemiecka ofensywa

W tej notce, być może wbrew oczekiwaniom niektórych, nie zamierzam pastwić się nad Kuusamo i warunkami wietrznymi, które napsuły krwi organizatorom. Jest to wszak już tradycja zawodów Pucharu Świata na północy Finlandii. Być może zresztą ostatnich (przynajmniej na jakiś czas)... Chciałbym zaś zwrócić uwagę na pewną ekipę, która być może dokona w Soczi tego, co nie udało się żadnej drużynie od dawna - pokona Austrię w konkursie drużynowym na wielkiej imprezie. 

Na temat pogody w Kuusamo już chyba wszystko zostało powiedziane, pora więc wspomnieć o czymś innym. (Fot. onet.pl)

Nie tylko młodzi Polacy szturmują klasyfikację najważniejszego cyklu zawodów w światku skoków narciarskich. Być może największą siłą tej dyscypliny są w tej chwili nasi zachodni sąsiedzi - Niemcy. Ekipa prowadzona przez Wernera Schustera przy asyście m.in. znanego doskonale w Polsce Stefana Horngachera już prowadzi w Pucharze Narodów, a co istotne - przy znakomitych skokach trzonu ekipy, ma także szeroką ławkę rezerwowych. To wszystko jest efektem konsekwentnej pracy sztabu na czele z austriackimi szkoleniowcami. Werner Schuster, szef całego interesu, to dawny skoczek - przeciętny, choć z przebłyskami (był m.in. rekordzistą na słynnym Copper Peak - najmniejszej skoczni mamuciej, która jest właśnie w trakcie modernizacji!). Po krótkiej karierze został trenerem w słynnym Skigymnasium Stams. Nie ma prawdopodobnie szkoły, która wychowałaby więcej wielkich postaci skoków narciarskich. Długo by wymieniać: Ernst Vettori, Toni Innauer, Armin Kogler... Choć już nawet jedno nazwisko, z którym w Stams właśnie trener Schuster miał do czynienia, robi ogromne wrażenie. Nie chodzi o nikogo innego, jak o Gregora Schlierenzauera. Schustera, który wprowadzał mistrza świata z Oslo w świat wielkich skoków, ściągnęli do siebie na jeden sezon (2007/08) Szwajcarzy, po czym Austriak zdecydował się na pracę w Niemczech.
Werner Schuster (fot. Wikipedia/Tadeusz Mieczyński - skijumping.pl)
Niemieckie skoki przeżywały wówczas duży kryzys. Po znakomitych latach Martina Schmitta i Svena Hannawalda, kiedy potrafili zdobyć złoto olimpijskie w drużynie przyszły chude lata, bez wielkiej gwiazdy - lidera, który porywałby swoimi skokami tłumy oraz resztę drużyny. Nieudane były przygody z prowadzeniem ekipy w wykonaniu trenerów Wolfganga Steiera i Petera Rohweina. Wszystko to było okraszone również pechem, gdyż kiedy wydawało się, że Michael Uhrmann może być medalistą mistrzostw świata w Sapporo, najlepszy z niemieckiej ekipy zawodnik przewrócił się na treningu, co wyeliminowało go z rywalizacji. Zresztą, rok wcześniej na Igrzyskach w Turynie Niemcy także byli bliscy sukcesu, ale daleko skaczącego Michaela Neumayera olimpijskiego medalu (nawet złotego) pozbawił jego przeciętny styl lotu (który nie zmienił się do dziś). Świecił jednak w Niemczech mały, ale jasny promień nadziei. Sezon wcześniej, po przyjściu austriackich trenerów - szkoleniowców, którzy wcześniej pracowali w naszym kraju - Heinza Kuttina i Stefana Horngachera - coś drgnęło. W 2008 roku skoczkowie prowadzeni przez Kuttina zwyciężyli w konkursie drużynowym na mistrzostwach świata juniorów, a Andreas Wank wygrał indywidualnie. Sam Kuttin po tym świetnym sezonie zakończył współpracę z Niemcami, ale wynik z młodzieżowego czempionatu jego ekipy można uznać za symboliczny początek odradzania się tamtejszych skoków. Dzieła dopełniło zatrudnienie Schustera.

Bardzo dobry sezon 2008/09 zaliczył Martin Schmitt, współpracujący z Horngacherem. Dawny mistrz, po kilku chudych latach, dołożył do swojej kolekcji srebro z problematycznego konkursu o mistrzostwo świata w Libercu. Był także szósty w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata. Doświadczenie zbierała młodzież: Freund, Schoft, Wank, Bodmer...Ten ostatni miał piorunujący początek sezonu olimpijskiego 2009/10, a w Vancouver Niemcy wrócili na należne im bardzo wysokie miejsce w hierarchii, zdobywając drużynowe srebro. Kolejne sezony stanęły pod znakiem zadomowienia się w ścisłej czołówce Freunda oraz Richarda Freitaga, który przebojem wdarł się do rywalizacji na najwyższy, poziomie. W zeszłym sezonie podobnie było z młodziutkim Andreasem Wellingerem. Wszystko wskazuje na to, że w tej chwili rolę przebojowego Niemca będzie pełnił Marinus Kraus. Młodzi Kraus i Wellinger obecnie skaczą najlepiej wśród Niemców. Jeżeli nagle nie stracą formy, mają szanse na znalezienie się w olimpijskiej czwórce. 


Z lewej strony Marinus Kraus - "fałszywy" lider PŚ i prawdziwy talent niemieckich skoków... (Fot. onet.pl)






Wcale jednak nie jest powiedziane, że będzie łatwo. Pewniakiem do znalezienia się w wąskiej ekipie jest Severin Freund - etatowy zawodnik pierwszej dziesiątki PŚ. Dość pewne miejsce ma także bardzo solidny i niezwykle doświadczony Michael Neumayer. Ale o znalezienie się wśród tych, którzy powalczą o drużynowe laury w Soczi będą ubiegać się też inne znakomite nazwiska. Jeśli kontuzjowany Richard Freitag odzyska swoją topową dyspozycję, może okazać się w Rosji prawdziwą petardą. To samo można powiedzieć o Andreasie Wanku, który ma już za sobą jedne igrzyska, co może przemawiać za kandydaturą mistrza świata juniorów sprzed niemal sześciu lat. Nie najgorzej skacze też Karl Geiger, jest też startujący od lat Maximilian Mechler... Rywalizacja w ekipie Schustera powinna być ostra, ale to winno spowodować, że wszyscy będą prezentować wysoki poziom. A to na pewno będzie korzystne dla skoków narciarskich w ogóle. Wszak to właśnie Niemcy w dużej mierze nakręcają całą marketingową maszynę Pucharu Świata. Jeśli ich przedstawiciele odnoszą sukcesy - zainteresowanie jest ogromne. Korzysta na tym cała dyscyplina. Choćby dlatego życzę skoczkom zza Odry jak najlepszych wyników. Ale oczywiście nieco słabszych od wyników Biało-Czerwonych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz