Kiedy Kamil Stoch buntował się przeciwko nazywaniu go "nowym Małyszem" pojawiło się całkiem sporo nieprzychylnych młodemu skoczkowi komentarzy. Nie chce być Małyszem = nie szanuje Mistrza. Nie chce być Małyszem = szarga świętość narodową. Skoczek z Zębu, nie chcąc być "drugim Małyszem" chciał być po prostu "pierwszym Stochem". A ja (tak jak większość rozsądnych kibiców) wcale mu się nie dziwiłem.
Ale nie tylko do Małysza porównywano Kamila Stocha. Mało kto pamięta, że kiedy młody Kamil błyszczał w zawodach młodzików, kojarzono go z pewnym japońskim mistrzem. Skoczkiem-legendą, który był na topie pod koniec lat 90. Funaki z Zębu - mówiono o Stochu. Funaki z Podhala. Wszystko dzięki nienagannej sylwetce w locie. Wszak z tego słynął Kazuyoshi Funaki, mistrz olimpijski z Nagano i zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni.
W miniony weekend w Titisee-Neustadt mieliśmy do czynienia z błyskiem Kamila w stylu Funakiego. To były skoki godne mistrza świata. Dalekie, przebojowe i ocenione zasłużenie nawet na 20 punktów. Po niezłym, acz niekoniecznie piorunującym początku sezonu powraca Stoch-Mistrz.
"Dwudziestki" w skokach narciarskich wcale nie pojawiają się w tablicach wyników zbyt często. Są zazwyczaj domeną zawodników wybitnych. Wiadomo też, że sędziowie niechętnie dają bardzo wysokie noty za skoki, które nie są znakomite odległościowo. By dostać dwadzieścia punktów, skoczek powinien skoczyć nie tylko pięknie, ale też daleko. Jak wieść gminna niesie, pierwszym skoczkiem z notą 5x20 w ważnych zawodach był Toni Innauer (jeszcze za czasów stylu równoległego).
Prócz Innauera czy Funakiego, wśród tych najwspanialszych "stylistów" wymienia się m.in Svena Hannawalda. A kto jest symbolem pięknego stylu obecnie? Czy w ogóle możemy mówić o takim skoczku? Popatrzmy na cztery wielkie imprezy ostatnich lat - MŚ w Predazzo, MŚ w lotach w Vikersund, MŚ w Oslo oraz IO w Vancouver. Ile not maksymalnych pojawiło się na tych czempionatach?
Predazzo - na dużej skoczni jedna jedyna dwudziestka Stocha (I skok) na cały konkurs. W mikście pojedynczą maksymalną notę otrzymał Anders Bardal. W konkursie drużynowym dwudziestek nie było.
Vikersund - jedna dwudziestka Jakuba Jandy w konkursie indywidualnym i jedna Thomasa Morgensterna w drużynowym.
Oslo - nie było żadnej dwudziestki przez całe mistrzostwa.
Vancouver - podobnie jak w Oslo.
Cztery imprezy rangi mistrzowskiej - cztery dwudziestki. Na setki skoków łącznie, przy czym każda próba oceniana jest przez pięciu sędziów... Stoch, Bardal, Janda, Morgenstern. Wybitna czwórka, nikt przypadkowy. Ostatnie duże "skupisko" dwudziestek, jakie mam w pamięci, to Turniej Czterech Skoczni 2009 i genialny Wolfgang Loitzl, który w Bischofshofen otrzymał łącznie dziewięć not po dwadzieścia punktów, a w drugim skoku potencjalną notę marzeń zepsuł mu czeski sędzia Vaclav Kraml, dając Austriakowi 19,5 pkt.
Nie chcę stwierdzać, że w dzisiejszych skokach mamy do czynienia ze "stylową posuchą". Nigdy tych latających i lądujących nienagannie nie było przecież zbyt wielu. Co więcej, przez dziesiątki lat skoki narciarskie notowały znacznie więcej upadków niż teraz. Jednak ciesząc się z sukcesów Stocha, cieszmy się, być może nawet przede wszystkim, z tego że odnosi je w znakomitym stylu i oceniany jest niezwykle wysoko przez sędziów. To nie tylko wzbogaca jego noty punktowe. Świadczy to o wielkiej klasie i perfekcji.
Nie zgadzajmy się na to, by rezygnować z not za styl, bądź ograniczać ich znaczenie. To wspaniała tradycja. Oceny w skokach są praktycznie od zawsze. Skoki narciarskie to nie tylko metry (choć odległość ma największe znaczenie - i słusznie). To także piękno, elegancja. I choć czasem szkoda mi Michaela Neumayera... Not za styl będę bronił zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz