1. Murańka pali koszulkę
Screen z profilu Klemensa Murańki na Facebooku (źródło: wp.pl) |
Jeszcze zanim igrzyska rozpoczęły się, w polskiej ekipie doszło do niemałego zamieszania. Pewni wyjazdu byli Kamil Stoch, Maciej Kot, Jan Ziobro i Piotr Żyła. O ostatnie miejsce w drużynie walczyli Klemens Murańka i Dawid Kubacki. Świetny występ Kubackiego w konkursie drużynowym w Zakopanem spowodował, że to członek brązowej ekipy z Val di Fiemme został powołany przez Łukasza Kruczka. Murańka, który spisywał się nieźle w zawodach Pucharu Świata był - mówiąc niezbyt dosadnie - bardzo rozczarowany decyzją. Na swoim facebookowym profilu umieścił zdjęcie, na którym widać było płonącą koszulkę z napisem "Sochi". Decyzję trenera Kruczka jeszcze długo potem z niezadowoleniem komentował ojciec skoczka, Krzysztof Murańka. Tymczasem Klemens pojechał na mistrzostwa świata juniorów i zajął ósme miejsce w konkursie indywidualnym oraz pierwsze w zawodach drużynowych, gdzie przysporzył polskim kibicom chwil grozy, kiedy to miał duże problemy w finałowym skoku.
2. Franca staje się koleżanką
Pierwsze skoki na skoczni normalnej w Krasnej Polanie odbyły się tradycyjnie w ramach serii treningowych. Kamil Stoch, który po wspaniałych triumfach w Willingen wyrósł na jednego z głównych faworytów rywalizacji skoczków, pierwszego dnia treningów, mówiąc krótko, nie popisał się. Miejsca dwudzieste, dziesiąte i dwudzieste drugie wprowadziły pewien niepokój w kibicowskich szeregach, ale zapewnie nie w głowie Kamila Stocha, który początkowo nazwał olimpijską skocznię "francą". Jednak już następnego dnia miał powody, żeby uznać ją za swoją koleżankę. Mistrz świata wygrał dwie serie treningowe, w jednej był drugi. Wtedy było już wiadomo, że nie powinniśmy mieć powodów do obaw. Trzeba było jedynie wytrzymać do konkursu...
3. Polskie złoto!
Radość złotego medalisty. (fot. Antonin Thuillier / AFP, źródło: onet.pl) |
4. Pierwsza mistrzyni i zawód wielkiej faworytki
Dwa dni po konkursie panów na skoczni normalnej miało miejsce wydarzenie historyczne dla skoków narciarskich. Po latach żmudnych starań, po raz pierwszy w historii na starcie stanęły skoczkinie. Przed zawodami mówiono o dwóch wielkich faworytkach - Japonce Sarze Takanashi, która zdominowała w tym sezonie Puchar Świata oraz Danieli Iraschko-Stolz, dużo bardziej doświadczonej reprezentantce Austrii. Zawody okazały się być naprawdę ciekawe i stały na wysokim poziomie. Pierwsza seria, którą rozpoczęła powracająca po przerwie spowodowanej kontuzją mistrzyni świata z Val di Fiemme - Sara Hendrickson, przyniosła kilka niespodzianek. Przede wszystkim, "dopiero" trzecia była Takanashi, a "dopiero" piąta Iraschko-Stolz... Prowadziła Niemka Carina Vogt, przez cały sezon będąca nieco w cieniu głównych rywalek. Drugie miejsce zajmowała Francuzka Coline Mattel, medalistka z MŚ w Oslo.
Gdy w drugiej serii swoją próbę oddała Iraschko-Stolz, było jasne że zaatakowała podium. Osiągnęła aż 104,5 metra, choć z kiepskim lądowaniem. Nie wyprzedziła jej czwarta po pierwszej serii Włoszka Evelyn Insam, ale spodziewano się ataku Takanashi. Tymczasem cudowne dziecko japońskich nart zawiodło - przegrała różnicą prawie trzech punktów z Iraschko. To było pożegnanie z marzeniami o złocie... Jeszcze krócej od Takanashi skoczyła Mattel, ale Francuzce wystarczyła przewaga z I serii, by wyprzedzić reprezentantkę Japonii. Prowadzenie utrzymała Iraschko-Stolz. Wydawało się, że Vogt może nie wytrzymać presji... Skoczyła 97,5 metra i tuż po skoku nie była pewna swojego ostatecznego wyniku. Okazało się jednak, że taka odległość wystarczyła do tego, by przejść do historii. Gdyby Iraschko-Stolz lądowała w lepszym stylu... Gdyby. Ale sport nie znosi gdybania. Carina Vogt została pierwszą w historii mistrzynią olimpijską w skokach narciarskich.
5. Zwichnięty łokieć
Upadek Kamila Stocha. (fot. PAP, źródło: onet.pl) |
Po wielkim triumfie na skoczni normalnej, przyszła pora na sukcesy na skoczni dużej. I już w pierwszym dniu treningów wielkie zamieszanie w mediach - Kamil Stoch przewrócił się po skoku. Wyglądało to dość groźnie, a świeżo upieczony mistrz olimpijski opuszczał zeskok z temblakiem na lewej ręce. Oczekiwane wieści od lekarza ekipy były pozytywne, bo okazało się, że łokieć Stocha jest jedynie stłuczony. Były jednak obawy, czy nie przeszkodzi to Polakowi w rywalizacji o medale. Sytuację uspokoił sam skoczek dzień później, wygrywając trening i skacząc 136 metrów. To była zapowiedź kolejnego wielkiego występu...
Druga część zestawienia już w kolejnej notce!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz