niedziela, 11 maja 2014

Moje 10 lat na skoczniach

12 maja 2004 roku, kiedy byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej (pozdrawiam SP 193 w Łodzi!), a już od kilku lat śledziłem z uwagą zmagania skoczków narciarskich, wybrałem się na spacer z aparatem na Rudzką Górę w Łodzi, aby sfotografować nieczynną skocznię. Tym sposobem odbyłem swoją pierwszą wyprawę skoczniową i rozpocząłem "karierę" skoczniołaza. Jutro mija 10 lat... 

Zarośnięta, dzika, opuszczona, ale robiąca spore wrażenie. Skocznia w Łodzi. To jedno z moich pierwszych zdjęć, które zrobiłem jako skoczniołaz.
fot. Mikołąj Szuszkiewicz
O skoczni w Łodzi mało kto wówczas jeszcze wiedział. Internet milczał na ten temat, a ja o jej istnieniu wiedziałem od rodziców (również pozdrawiam!). Po zrobieniu zdjęć, podesłałem je do Olivera Weegera (Grüße!) ze strony Skisprungschanzen Archiv, największej skoczniowej bazy danych. Wtedy zawrzało. Łódzkie media podchwyciły temat, dzięki czemu odnalazły się plany starej skoczni. Co ciekawe, zdziwiony istnieniem takiego obiektu był Ryszard Bonisławski, chyba najpopularniejszy znawca Łodzi, a obecnie senator. Kiedy już mały i nie nadający się zbytnio do skakania obiekt jako tako wrył się w świadomość łodzian i zagorzałych sympatyków skoków narciarskich, pojawiły się głosy zapaleńców, którzy zamierzali skocznię wskrzesić. I udało się! Grupa młodych ludzi utworzyła Łódź Ski Team (pozdrawiam, a jakże!) i w 2010 roku zorganizowała pierwsze amatorskie mistrzostwa. Udało się to także trzy lata później, kiedy jako sekretarz zawodów pomagałem nieco w organizacji. Tak więc, nie chwaląc się, jakiś malusieńki skoczniołazowski wkład w reaktywację łódzkich skoków mam. I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy!

Tu przedstawiam wyniki podczas II Mistrzostw Polski Centralnej Amatorów na Rudzkiej Górze. Po mojej prawej ręce panowie Trela i Joński, którzy na zawodach reprezentowali świat polityki, zaś po mojej lewej pan Jurga, który był wówczas głównym spikerem, a prywatnie jest tatą Dawida z Łódź Ski Teamu. (fot. Skoczkowie z Łodzi)

Jeszcze w tym samym roku pierwszy raz oglądałem skoki na żywo - podczas LGP w Zakopanem. W drodze powrotnej do Łodzi zdążyłem jeszcze zobaczyć skocznię dużą w Wiśle przed przebudową! Żałuję do tej pory, że nie wszedłem na górę... Od tamtej pory pasja bycia skoczniołazem rozwinęła się u mnie na dobre. Zdecydowanie największą frajdę sprawia szukanie pozostałości po skoczniach, o których niewiele wiadomo i po których niewiele zostało. Takich wypraw mam na swoim koncie sporo, ale jak już pewnie wspominałem, ciągle mi mało. W osiemnastu wyprawach "zaliczyłem" łącznie 78 skoczni. Nie jestem żadnym rekordzistą - są skoczniołazowie/skoczniołazi/skoczniołazy? (oczywiście pozdrawiam!) z lepszymi wynikami. Obiecuję, że już niedługo opublikuję tekst o moich koleżankach i kolegach, gdzie całe zjawisko zostanie opisane szerzej. Sam też postaram się opowiadać o swoich minionych wyprawach i relacjonować na bieżąco nowe.

Zazwyczaj "skoczniołażę" sam, więc nie mogę się potem chwalić zdjęciami ze skoczni, na których jestem i ja. Czasami jednak nie mogę oprzeć się zrobieniu sobie "selfie". Mając na uwadze dobro potencjalnych odbiorców zdjęć, staram się przy robieniu tychże "słit foci" omijać swoją twarz. Nogą skoczniołaza przedstawia: Na skoczni w Szczyrku-Salmopolu. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

Na koniec chcę podziękować wszystkim, którzy wspierali i wspierają mnie w mojej pasji. Wymieniać Was mógłbym długo, więc w obawie że kogoś pominę, wolę tego nie robić! Dzięki Wam wszystkim!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz