czwartek, 19 czerwca 2014

Idą mamuty

Międzynarodowa Federacja Narciarska od zawsze była bardzo ostrożna w kwestii lotów narciarskich. Bicie kolejnych rekordów, które kusiło zawodników i fascynowało kibiców musiało być przyhamowywane przez hegemona w obawie o bezpieczeństwo skoczków. Czy tym razem FIS poradzi sobie z "mamucią" ofensywą?

Największa skocznia w czeskim Harrachovie od tego sezonu będzie najmniejszym obiektem mamucim.
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)





Przez wiele lat największą skocznię narciarską na świecie posiadała słoweńska Planica. Było tak właściwie od budowy pierwszej Velikanki przez Stanko Bloudka (w miejscu, gdzie obecnie znajduje się skocznia duża) jeszcze przed II wojną światową (nie zatrzymały tego plany budowy skoczni do lotów w Polsce, o których już wtedy przebąkiwano w mediach...). Jednak pierwszy rekord świata po wojnie został pobity w Oberstdorfie i to właśnie niemiecki "mamut" przejął prymat wśród skoczni do lotów narciarskich, od czasu do czasu oddając rekord Tauplitz bądź Vikersund.

Planica pierwszeństwo wśród "lotni" odzyskała w 1969 roku, dzięki nowo wybudowanej Velikance braci Goriszków. Nie na długo - po przebudowie skoczni w Oberstdorfie na MŚ w 1973 roku, to obiekt nazwany wówczas imieniem pierwszego konstruktora, Heiniego Klopfera, znów był tym najbardziej okazałym na świecie. Przez lata 70. i 80. rekordy przechodziły z rąk oberstdorfskich w ręce planickie... i z powrotem. Załapał się też Harrachov, a w 1986 roku po raz ostatni rekord świata w długości lotu padł na Kulm - Andreas Felder skoczył tam 191 metrów.

Ale kiedy Felder powtórzył swoje osiągnięcie rok później w Planicy, nie wiedział jeszcze że rozpoczyna serię wyjątkową. Od tego skoku rozpoczęła się dominacja na skoczniowej arenie nowoczesnej planickiej Velikanki - najwięcej rekordów świata z rzędu na jednej skoczni padło właśnie tam. Kiedy wydawało się, że nic w tej kwestii się nie zmieni, a Planica zadomowiła się w kalendarzu PŚ jako arena widowiskowego finału sezonu, Norwegowie postanowili nieco zaburzyć słoweńską sielankę i zbudowali imponującą nową skocznię do lotów w Vikersund. Nie trzeba było długo czekać - Johan Remen Evensen zabrał rekord z Planicy i zbliżył się do granicy (wciąż jeszcze dla nas "magicznej") 250 metrów. Po wielu latach mamy znów do czynienia z "pojedynkiem skoczni". Słoweńcy bowiem nie pozostali dłużni.

W Planicy wciąż trwa modernizacja skoczni do lotów. Choć to część kompleksowej przebudowy całego ośrodka (który poniósł ostatnio porażkę, przegrywając z Seefeld walkę o organizację MŚ), nie da się ukryć, że jest to część najbardziej elektryzująca tak kibiców i zawodników, jak i samych lokalnych organizatorów. Wszystko będzie gotowe na marcowy Puchar Świata. W kalendarzu opublikowanym przez FIS, przy Planicy wciąż nie ma podanej wielkości skoczni. Najwyraźniej sprawa jest jeszcze otwarta. Jeśli Walter Hofer da przyzwolenie, na przebudowanej skoczni w Planicy może paść wreszcie 250 metrów, a przebąkuje się nawet o dwustu sześćiesięciu! To z pewnością podrażniłoby Vikersund. Ale gdzie dwóch się bije...

Swoją "lotnię" przebudowuje także Austria. Kraj, który zdominował w ostatnich latach rywalizację w skokach, przygotowuje do dalszego skakania słynną Kulm w Tauplitz. Na razie mówi się o możliwych 245 metrach, ale do obecnego rekordu to przecież już bardzo blisko... A warto wspomnieć, że zawody w Kulm w nadchodzącym sezonie odbędą się przed tymi w Vikersund i Planicy. Przy odrobinie szczęścia, Austriacy będą mogli choć przez chwilę cieszyć się rekordem świata na własnej skoczni... Kulm powinna jednak pozostać "tą trzecią", bowiem nie wydaje mi się, żeby swoimi rozmiarami miała przewyższać Letalnicę i Vikersundbakken.

Wbrew ostrożności FIS-u, liczę na rekordy. Skocznie budowane są przecież zgodnie z wymaganiami dotyczącymi bezpieczeństwa, a zawodnikom odwagi nie brakuje. Szanse na pobicie wyniku Evensena będą w przyszłym sezonie trzy, a w przyszłości być może i więcej. Może nie za sprawą najmniejszej skoczni "mamuciej" w Ironwood, która być może doczeka się wreszcie końca modernizacji, ale kto wie, czy do potyczki o rekordy nie włączą się pozostałe ośrodki - Oberstdorf i Harrachov. Wszystkim jednak zamknąć usta mogą Chińczycy, którzy od kilku lat planują budowę swojego "mamuta" w pobliżu wulkanu Pektu-san. Jeśli im się uda, będzie to oznaka, że świat skoków staje na głowie. A jak tu bić rekordy do góry nogami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz