czwartek, 12 czerwca 2014

Retrospekcje: II wyprawa skoczniowa

Nie minęło kilka miesięcy od mojej pierwszej wyprawy, aż tu nagle... trafiła się kolejna. I to z jakiej okazji! Wspomnienia z niej mam jak najbardziej pozytywne...

Jednego dnia mogłem zobaczyć i starą i nową skocznię w Wiśle-Malince.
fot. Mikołaj Szuszkiewicz

II wyprawa skoczniowa - 3-6 września 2004 - Zakopane i Wisła

Tej wyprawy nie byłoby, gdyby nie mój pomysł na obejrzenie skoków narciarskich pierwszy raz nie na ekranie telewizora, a na żywo. Latem 2004 roku po raz pierwszy w historii Zakopane organizowało zawody Grand Prix na igelicie. Miałem okazję być właśnie na tych zawodach jako pierwszych. I właśnie wtedy zdobyłem po raz pierwszy Wielką Krokiew. A tak przynajmniej uznaję "oficjalnie", bo tak jak wspominałem przy okazji retrospekcji z pierwszej wyprawy - we wczesnej młodości już tego dokonałem, ale za mało z tego pamiętam, żebym mógł to uznać za swoją wyprawę skoczniową - mogę jej ewentualnie nadać numer zerowy, bądź "-1", biorąc pod uwagę łódzką pre-wyprawę...

Na Grand Prix zjechało pół Polski. Tak mi się przynajmniej wtedy wydawało. Na pewno padł wówczas rekord frekwencji na letnich skokach!
Atmosfera Letniej Grand Prix była dla mnie, młodego chłopaka pochłoniętego skokami narciarskimi do reszty, czymś niezwykłym. Przy okazji wygrał mój wielki idol Adam Małysz, co spowodowało euforię tak we mnie, jak i wśród dziesiątek tysięcy kibiców w Zakopane. O tym, że skocznia zrobiła na mnie ogromne wrażenie, nie będę wspominał, bo musiałbym pisać to samo w każdej relacji z wyprawy... Nie ma też co specjalnie opowiadać o poszukiwaniach Wielkiej Krokwi, bo jak można się było spodziewać, nie było to trudne zadanie!

Widok ten wielce charakterystycznym jest.
Jakimś cudem nie odwiedziłem wtedy kompleksu Średniej Krokwi ani nowej skoczni K 15, ale za to w drodze powrotnej udało mi się zobaczyć (jeszcze starą) skocznię w Wiśle-Malince. Wówczas bardzo głośno było o jej przebudowie, która odwlekana była w nieskończoność. Pamiętam jednak, że podczas mojej wizyty w mieście urzędującego wówczas mistrza świata było już po pierwszych pracach - na dole leżały zdjęte schody! Między innymi z tego powodu starą, stopięciometrową Malinkę z rekordem Wojciecha Skupnia, obejrzałem jedynie z dołu.

Malinka z dołu. Zupełnie inne miejsce niż teraz! Kiedyś może pokuszę się o jakąś animowaną refotografię. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

Sporo czasu minęło, zanim budowa ruszyła na dobre i skocznia została ostatecznie ukończona. Następnym razem odwiedziłem to miejsce, kiedy był już gotowy rozbieg, ale niedługo potem prace zostały przerwane z powodu osunięcia się ziemi na zeskoku...

Wspomniane schody. Trochę żałuję, że nie zabrałem ich ze sobą. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz)
Dwie i jedyne skocznie duże w Polsce były dwoma punktami mojej drugiej wyprawy. Po rodzinnej Łodzi, były to miejsca jak najbardziej oczywiste do odwiedzenia ich jako kolejnych (choć i tak nie zaprzeczę, że głównym punktem wyjazdu była Letnia Grand Prix!). W następnych wyprawach moimi celami bywały miejsca bardziej zaskakujące...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz