sobota, 13 września 2014

Wymarzone wyprawy: La Molina

Prawdopodobnie nie mógłbym mieszkać w Hiszpanii. O ile tamtejszy język jest całkiem sympatyczny, o tyle gorącego klimatu zdecydowanie nie widziałbym wśród kandydatów do zostania moim przyjacielem. Mogłoby się wydawać, że do listy rzeczy, które powstrzymałyby mnie przed taką wyprowadzką, powinienem dopisać „askokowość” kraju Cervantesa. O, jakiż byłby to błąd!
W Pirenejach można napotkać nie tylko stado koni, ale także skocznie narciarskie.
(fot. Myrabella / Wikimedia Commons)

Hiszpania ze skokami nie kojarzy się i prawdopodobnie nigdy szczególnie się nie kojarzyła. Zaryzykuję stwierdzenie, że nigdy nie będzie. Wierni fani oczywiście wiedzą, że na Półwyspie Iberyjskim byli skoczkowie (być może kiedyś jeszcze o nich opowiem) i, a jakże, skocznie. Jeden z tych obiektów do fruwania jakiś czas temu upodobałem sobie szczególnie. 

Długo nie wiedziałem, kim był/jest Albert Bofill Mosella. Po dłuższej chwili szukania w sieci, natrafiłem na kilka informacji. Nieoceniona baza Adama Kwiecińskiego odnotowuje takiego skoczka, jednak sama informacja o profesji i kilku wynikach tego człowieka nie zadowoliła mnie w pełni. Na temat Bofilla do pewnego katalońskiego artykułu wypowiedział się Bernat Sola, najlepszy skoczek w historii Hiszpanii. Sola pamięta bardzo groźny wypadek Bofilla na skoczni. Jak potoczyła się historia Alberta po upadku, nie odnotowano. Czemu w ogóle wspominam o tej postaci? Odpowiedź jest prosta - to jego imieniem nazwana została ta upodobana przeze mnie skocznia narciarska w katalońskiej La Molinie (a przynajmniej tak podają popularne źródła).

Rozbieg skoczni w La Molinie.
(fot.: youtube.com / zrzut z filmu użytkownika Daniela Quintany Romero)


La Molina to popularny zimowy ośrodek w Pirenejach. Historia tamtejszych skoków sięga początków XX wieku, ale siedemdziesięciometrowa skocznia powstała tam pod koniec lat 70. Od początku organizowano tam międzynarodowy Puchar Króla, a nawet zawody Pucharu Europy (cykl zawodów, z którego wykształcił się Puchar Kontynentalny). Po piętnastu latach od otwarcia, skocznia imienia Bofilla doczekała się modernizacji i nowoczesnego, zielonego igelitu. Niestety, hiszpańskie skoki umarły śmiercią naturalną. Jak wynikało choćby ze zdjęć niemieckich skoczniołazów, państwa Sommerów, podniszczone plastikowe maty leżały na skoczni jeszcze kilka lat temu. Gdy zajrzymy na Street View, dowiemy się, że obecnie tego igelitu (z pewnością lepszego, niż na niejednej polskiej skoczni, mam na myśli szczególnie Goleszów i Gilowice) już nie ma. Można mieć tylko nadzieję, że nie został zwyczajnie wyrzucony na śmietnik.

Dlaczego akurat La Molinę szczególnie chciałbym obrać jako kierunek jednej z moich wypraw? Po pierwsze – egzotyka. Zobaczyć skocznię w Niemczech czy Norwegii? Sztampa! Choć znam bardziej nietypowe skoczniowe lokalizacje, ale na dobry początek mogłaby być i Katalonia. Po drugie – choć może i nie mógłbym być mieszkańcem Hiszpanii, to na wycieczkę krajoznawczą po tym barwnym kraju chętnie bym się wybrał. Oczywiście jedynie przy okazji wyprawy skoczniowej (a La Molina to nie jedyny obiekt do zaliczenia w tamtych okolicach!). Dopóki był igelit, było jeszcze „po trzecie”. Wraz z jednym z Kolegów Skoczniołazów (łączę pozdrowienia) długo snuliśmy plany przechwycenia molińskiego igelitu i położenia go na skoczniach w Warszawie i Łodzi. No cóż, trzeba będzie poszukać opuszczonych mat gdzieś indziej.

O tym, że skocznia jest wciąż obiektem skakalnym, możemy się przekonać choćby z tego youtube’owego nagrania:




Jak widać, nawet zwierzęta palą się do skoków w Pirenejach. Przypuszczam, że bardziej, niż katalońska młodzież. Nie obwiniam jej jednak – zapewne inne dyscypliny oferują im dużo lepsze warunki do sportowego rozwoju. Może południowcy zwyczajnie nie są stworzeni do skakania? Swego czasu nawet Vasja Bajc nie potrafił zdziałać cudów, pracując w Hiszpanii. Nie ma też pewności, czy pomógłby tam Łukasz Kruczek, Aleksander Pointner, czy sam Duch Święty. Pewny natomiast jestem jednego. Jeśli kiedykolwiek odwiedzę La Molinę, nie omieszkam zdać relacji z tej wyprawy. Choćby trafiła mi się ona za lat iksdziesiąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz