piątek, 17 października 2014

Byk, Baran i orzech, czyli XX wyprawa skoczniowa - cz. 2

Przed samym wyjazdem do Krakowa w moich osobistych bazach danych trafiłem na informację o tym, że swoją skocznię narciarską miała swego czasu Wieliczka. Szczerze powiedziawszy, absolutnie o tym nie pamiętałem.

Bazę miejscowości skoczniowych przygotowywałem przez lata, zbierając informacje z różnych źródeł. Wiadomości o skoczni w Wieliczce nie miałem zbyt wiele. Pewnie też z tego powodu uznałem, że musiał to być mały, amatorski obiekt, a kto wie, czy nie powstały i działający dawno temu, na przykład przed wojną. Dlatego też wyprawa do miasta znanego z solnych atrakcji nie znalazła się dotąd w moich planach. Ale plany mają jednak to do siebie, że lubią się zmieniać. Zachęcony przez mojego dobrego kolegę, krakowskiego przewodnika Mateusza, zdecydowałem się odbyć wyprawę na wielicką skocznię.

W temacie skoczni narciarskich w Polsce jest już coraz mniej do odkrycia. To miał być jednak przykład typowej wyprawy eksploracyjnej. Nie znałem konkretnej lokalizacji. Jedyna informacja w zanadrzu: nazwa wzgórza - Pod Baranem. Był tam też ponoć stok narciarski. Przy tak ograniczonych danych orientacyjnych trzeba było liczyć na miejscowych. A ci przeszli moje najśmielsze oczekiwania.
Pierwsza pomocna miejscowa: Starsza Pani.

- Przepraszamy, jak dojść do wzgórza Pod Baranem?
- To w tamtą stronę. Kościół świętego Sebastiana trzeba minąć i tam.
- Wie może Pani, gdzie tam była skocznia narciarska?
- A nie wiem, ja to się na takich rzeczach nie wyznaję.

Zbliżamy się do wzgórza Pod Baranem.

Małżeństwo, oboje koło czterdziestki.

- Czy wiedzą państwo gdzie była skocznia?
- Skocznia? Skoczni nie było, ale była w planach, powstał duży projekt zagospodarowania tego terenu. Jeszcze ja pamiętam, jak mieli ją budować, ale nic z tego nie wyszło.
- Dziękujemy.

Skoczni nie ma? Czy warto więc szukać dalej? Skoczniołaz tak prędko poddawać się nie powinien, tak więc idziemy. Dochodzimy do ogródków działkowych. Przy furtce stoi starsze małżeństwo, które zbiera się najwyraźniej do powrotu samochodem do domu.

- Dzień dobry. Jak trafić na Wzgórze Pod Baranem? Tam gdzie był stok i skocznia?

Odzywa się Pan.

- To jest zaraz tam za działkami. Tylko że tam teraz trawa po kolana, nie ma po co tam iść.
- Była tam skocznia? Pamięta ją pan?
- Była, była, ale już nic po niej nie zostało. Lata 50. - 70., wtedy tam stała, drewniana. Potem to drewno poszło na opał... Ja tam nie skakałem, ale ją pamiętam. Z tych, którzy skakali nikt już nie żyje. Nic tam już nie ma, trawa po kolana, nie ma sensu szukać.

Do rozmowy wtrąciła się Pani.

- Mimo wszystko myślę, że warto tam iść. Ja tam skakałam jak byłam młoda i mąż też. Jak panowie wrócą do głównej drogi, skręcą za mostkiem w prawo i pójdą wzdłuż ogrodzenia działek, to potem będzie widać to miejsce z prawej strony.
- Dziękujemy. Cieszę się, że na państwa trafiliśmy!

Tak, jak zostaliśmy pokierowani przez Pana (który sam twierdzi że nie skakał, ale żona na pewno wie lepiej!) i Panią, tak poszliśmy. Na końcu utwardzonej drogi wzdłuż ogrodzenia, z prawej strony znajdował się niewielki spadek terenu, przypominający zeskok małej skoczni. Nie było na nim drzew, dlatego uznałem, że to musi być to miejsce. Choć bez wielkiego przekonania. Obfotografowałem, wracamy.

Jest skoczniowo? Trochę jest!
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

W drodze powrotnej, zauważyłem pana w średnim wieku, który stał na swoim podwórku. Zwietrzyłem okazję do weryfikacji lokalizacji obiektu.

- Dzień dobry. Wie Pan coś na temat starej skoczni i stoku narciarskiego?
- Skocznia tu była, ale stoku nie. Najpierw stała drewniana konstrukcja, ale potem została rozebrana. Paręnaście lat minęło i zaczęli budować nową. Postawili betonowe podpory, ale budowy nie skończyli. Ten beton cały czas tam stoi.
- Jak tam dojść?
- Do końca ogrodzenia, a potem jeszcze prosto i skocznia będzie z prawej. Tam taki orzech jest po jednej stronie, a po drugiej wierzba.
- Dziękuję.

Powrót do Krakowa trzeba było odłożyć na później. Znów ruszyliśmy drogą wzdłuż płotu. Pierwszą rzekomą "skocznię", która najwyraźniej była jednak czymś innym, minęliśmy i poszliśmy dalej - w trawy wysokie po kolana. Zagadkowy był słupek stojący pośród traw. Mógł być elementem infrastruktury skoczniowej, ale ukształtowanie terenu w jego bezpośrednim sąsiedztwie na to nie wskazywało.

Tajemniczy słup.
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

Brodząc w trawach doszliśmy wreszcie do leśnej przecinki, którą z największym jak dotąd przekonaniem uznaliśmy za "to". Był orzech, była wierzba, był pagórek przypominający bulę bądź próg, był spadek terenu przypominający zeskok. Rozbiegu nie było, ale biorąc pod uwagę fakt, iż konstrukcja była drewniana (i została rozebrana), wcale go być nie musiało.


Nie widzicie skoczni? Już tłumaczę. Zdjęcie robione z potencjalnej buli, patrząc w dół (w kierunku wybiegu). Że rosły tam orzech i wierzba (były nieco wyżej, na zdjęciu się nie zmieściły), musicie mi uwierzyć na słowo.
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

Ale nie było żadnych betonowych elementów.

Poszliśmy dalej w las, licząc na zejście ze wzgórza z drugiej strony. Nie obyło się bez przygód z mokrą trawą, błotem i innymi niespodziankami podobnej proweniencji. Nagle naszym oczom ukazał się spory fragment odkrytego terenu, wzdłuż którego ustawione były stare latarnie. Był to najwyraźniej stok narciarski, którego przecież, według mojego ostatniego rozmówcy, miało nie być. Obok stoku kolejne zaskoczenie - betonowe elementy.

Betonowe kikuty, widok znany niejednemu skoczniołazowi.
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)
Czyżby to jednak w tym miejscu była skocznia? Szczerze powiedziawszy, miejsce to średnio do tego pasowało. Ale może pan mieszkający w pobliżu działek nie pamiętał wszystkiego dokładnie? Może to nowa skocznia miała być budowana w nowym miejscu? A może betonowe słupy były elementami stoku? A może...

Na te pytania na razie nie poznałem odpowiedzi. Sprawa jest do zbadania. Najprawdopodobniej wybiorę się tam jeszcze raz, kiedy będzie sucho, a roślinność nie będzie przeszkadzała zarówno w przemieszczaniu się, jak i w oglądzie ukształtowania terenu. Przy okazji postaram się podrążyć temat dokumentacji, może pomoże mi urząd miasta?

Jeśli ktoś z Was wie coś więcej na temat skoczni w Wieliczce, piszcie śmiało! Wszelkie informacje, zdjęcia, dokumenty - mile widziane!

Dialogi z mieszkańcami nieautoryzowane. Zapis może odbiegać od faktycznej ich treści. Ale co najwyżej nieco.

1 komentarz:

  1. Zdjęcie skoczni w Wieliczce na FB:
    https://www.facebook.com/221044874733236/photos/a.221048684732855.1073741827.221044874733236/411028869068168/?type=1&theater

    OdpowiedzUsuń