wtorek, 6 stycznia 2015

Rekord czy nie rekord?

Dwaj przyjaciele ze skoczni, Stefan Kraft i Michael Hayboeck w Innsbrucku popisali się dwoma skokami powyżej dotychczasowego rekordu skoczni z PŚ Svena Hannawalda (134,5 m) oraz letniego rekordu Adama Małysza (136 m). Jednak drugi z Austriaków wyraźnie skok podparł, co choć zostało zarejestrowane przez kamery, niekoniecznie wychwycili sędziowie punktowi. I co z takim fantem zrobić?

Adam Małysz i Walter Hofer

W 2001 roku wszyscy zachwycili się niezwykle dalekim skokiem Adama Małysza w Willingen. Polak pofrunął aż 151,5 metra, a podobno odległość była jeszcze większa - powyżej 150 metra nie było już jednak aparatury pomiarowej, która mogłaby to dokładnie wychwycić. Orzeł z Wisły za swój skok otrzymał trzy noty po 16,5 i dwie po 16. Sędziowie przyznając takie oceny de facto uznali próbę za ustaną. Dość trudna do zauważenia podpórka jednak była, co było widoczne na telewizyjnej powtórce. Czy w takim układzie uznawać skok za rekord skoczni? W gruncie rzeczy FIS wówczas nie miał jeszcze takiego problemu, bowiem nie odnotowywał wówczas żadnych skoków jako rekordowe. Kiedy w 2005 roku Martin Koch w konkursie Pucharu Kontynentalnego na skoczni dużej w Harrachovie wylądował na 151 metrze, światowa federacja zdecydowała się na uznawanie oficjalnych rekordów skoczni ustanowionych w trakcie zawodów Pucharu Świata.

Małysz w Willingen 2001 - stopklatka z transmisji telewizyjnej (z Youtube)

Noty Michaela Hayboecka w Innsbrucku były zróżnicowane: 16; 15,5; 16; 14; 16. Regulamin rozgrywania zawodów nie wspomina nic o rekordach skoczni, ale precyzuje zasady oceniania skoków. Tylko za dotknięcie częścią ciała zeskoku po lądowaniu odejmuje się od czterech do pięciu punktów. Żeby otrzymać noty szesnastopunktowe, wszelkie pozostałe elementy skoku musiałyby być ocenione na maksimum. Tych elementów jest tak dużo, że o "idealny" skok jest bardzo trudno, w końcu ile razy widujemy "noty marzeń"? Wygląda na to, że tak jak w przypadku Małysza, Hayboeckowi nie zaliczono skoku jako podparty. Mamy rekord? Zdrowy rozsądek podpowiada - nie. W końcu nagranie pokazuje jasno, lider Pucharu Świata dotknął śniegu dłonią. W oficjalnych wynikach zawodów w ramce z rekordem skoczni odnotowano odległość Krafta. Wydawałoby się, że sprawa jest zamknięta.

Hayboeck w Innsbrucku 2015 - stopklatka z transmisji telewizyjnej (z Youtube)
Dyskusje wciąż jednak trwały, dlatego postanowiłem zapytać o zdanie dyrektora PŚ, Waltera Hofera. W odpowiedzi otrzymałem następującą informację: "The jump of Hayböck (138 m) is registered as „standed“ and therefore as record." (Skok Hayboecka - 138 m - jest zarejestrowany jako "ustany" i w związku z tym - jako rekord). Być może w kolejnych protokołach z zawodów w Innsbrucku pojawi się już 138 metrów. Tylko czy słusznie? Dlaczego mamy uznawać, że zdarzyło się coś co się nie zdarzyło, tylko dlatego, że nie widzieli tego sędziowie? Moim "osobistym" rekordzistą Bergisel pozostaje Stefan Kraft.

Na pobicie rekordu Hannawalda czekaliśmy 13 lat. Teraz wypadałoby poczekać, aż ktoś rozwieje wątpliwości i skoczy 138,5 metra. Z pięknym telemarkiem. Oby to oczekiwanie było nieco krótsze.

1 komentarz: