Severin Freund (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Pamiętacie 15 stycznia 2012 roku? Jeśli uważacie że nie, to przypomnę Wam co się wówczas wydarzyło. Na słynnej skoczni Kulm, jeszcze przed modernizacją, odbywają się zawody PŚ. Goniący w klasyfikacji generalnej PŚ Andreasa Koflera Gregor Schlierenzauer jest drugi po pierwszej serii. Przed drugim skokiem w kombinezonie Schlieriego psuje się ekspres (w Łodzi tak mówimy na zamek, taki do zasuwania, ale innego niż, na przykład, samochodem). Już pamiętacie?
Austriakowi naprędce prowizorycznie scalono kombinezon taśmami i spinaczami. W takim stroju oddał solidny skok - wystarczający do zwycięstwa. Ten triumf faktycznie nie miał miejsca. Sepp Gratzer nie miał wyjścia - musiał zdyskwalifikować skoczka. Pierwsze miejsce i 100 punktów trafiło do Andersa Bardala. Gdyby mistrz świata z Oslo wygrał te zawody, objąłby prowadzenie w PŚ. I jeśli w takiej sytuacji w kolejnych konkursach osiągałby takie same wyniki, jakie faktycznie osiągał, tego prowadzenia nie oddałby do końca sezonu. Można pokusić się o stwierdzenie, że przez sprzętową perypetię przegrał Kryształową Kulę i nawet w pojedynczych zawodach nie nosił koszulki lidera. Na koniec sezonu miał 58 punktów straty do pierwszego od lat Norwega z Pucharem Świata i zwycięzcy nieszczęśliwych dla Austriaka zawodów w Tauplitz - Bardala.
Mijają trzy lata. W Titisee-Neustadt Severin Freund z dużą przewagą prowadzi po I serii zawodów. Wydaje się, że zwycięstwo będzie dla niego niczym pstryknięcie palcem. Nie było. Dyskwalifikacja za minimalnie zbyt luźny kombinezon wykluczyła go z rywalizacji. Znów zabawmy się w tak popularne w sporcie gdybanie. Gdyby wtedy wygrał, dziś byłby liderem. Nie jest. Ale mimo wszystko, Niemiec po Falun wydawał się być na tyle mocny, że stratę do Prevca i Krafta zdąży zniwelować. W momencie, w którym jednak przegrywa z Kraftem w Lahti, sprawa nieco się gmatwa. Możemy się spodziewać, że o wszystkim zadecyduje Planica. Tam zapewne w roli faworyta upatrywać będziemy Prevca, ale Kraft już teraz daje sygnał, że nie da za wygraną. Wysoka forma Freunda także zapewne się utrzyma, więc różnice pomiędzy najlepszymi w klasyfikacji PŚ powinny być niewielkie - jak w 2012 roku.
I jeśli Freund nie wygra Kuli, to to "zabrane" sto punktów (należy też pamiętać, że i rywale mieliby mniej oczek) będzie mu się śniło po nocach. Znów sprzętowa perypetia odegrałaby kluczową rolę w jakże ważnych rozstrzygnięciach. Jeśli Niemiec nie chce mieć później koszmarów, musi skakać perfekcyjnie - jak na dużej skoczni w Falun. A ponieważ nie ma wielu przyjemniejszych rzeczy od dobrego snu, z głębi serca radzę Niemcowi wykrzesać z siebie wszystko w ostatnich konkursach Pucharu Świata sezonu 2014/15.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz