niedziela, 8 marca 2015

Walka o dobry sen

Konkursy mężczyzn na MŚ w Falun były popisami "mistrza z rękawa" Rune Velty oraz, zgodnie z oczekiwaniami, Severina Freunda. Freund w pewnym momencie wydawał się tak mocny, że wyjście na prowadzenie w klasyfikacji generalnej PŚ mimo trudnej sytuacji punktowej miało stać się formalnością. Tymczasem...

Severin Freund
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)


Pamiętacie 15 stycznia 2012 roku? Jeśli uważacie że nie, to przypomnę Wam co się wówczas wydarzyło. Na słynnej skoczni Kulm, jeszcze przed modernizacją, odbywają się zawody PŚ. Goniący w klasyfikacji generalnej PŚ Andreasa Koflera Gregor Schlierenzauer jest drugi po pierwszej serii. Przed drugim skokiem w kombinezonie Schlieriego psuje się ekspres (w Łodzi tak mówimy na zamek, taki do zasuwania, ale innego niż, na przykład, samochodem). Już pamiętacie?

Austriakowi naprędce prowizorycznie scalono kombinezon taśmami i spinaczami. W takim stroju oddał solidny skok - wystarczający do zwycięstwa. Ten triumf faktycznie nie miał miejsca. Sepp Gratzer nie miał wyjścia - musiał zdyskwalifikować skoczka. Pierwsze miejsce i 100 punktów trafiło do Andersa Bardala. Gdyby mistrz świata z Oslo wygrał te zawody, objąłby prowadzenie w PŚ. I jeśli w takiej sytuacji w kolejnych konkursach osiągałby takie same wyniki, jakie faktycznie osiągał, tego prowadzenia nie oddałby do końca sezonu. Można pokusić się o stwierdzenie, że przez sprzętową perypetię przegrał Kryształową Kulę i nawet w pojedynczych zawodach nie nosił koszulki lidera. Na koniec sezonu miał 58 punktów straty do pierwszego od lat Norwega z Pucharem Świata i zwycięzcy nieszczęśliwych dla Austriaka zawodów w Tauplitz - Bardala.



Mijają trzy lata. W Titisee-Neustadt Severin Freund z dużą przewagą prowadzi po I serii zawodów. Wydaje się, że zwycięstwo będzie dla niego niczym pstryknięcie palcem. Nie było. Dyskwalifikacja za minimalnie zbyt luźny kombinezon wykluczyła go z rywalizacji. Znów zabawmy się w tak popularne w sporcie gdybanie. Gdyby wtedy wygrał, dziś byłby liderem. Nie jest. Ale mimo wszystko, Niemiec po Falun wydawał się być na tyle mocny, że stratę do Prevca i Krafta zdąży zniwelować. W momencie, w którym jednak przegrywa z Kraftem w Lahti, sprawa nieco się gmatwa. Możemy się spodziewać, że o wszystkim zadecyduje Planica. Tam zapewne w roli faworyta upatrywać będziemy Prevca, ale Kraft już teraz daje sygnał, że nie da za wygraną. Wysoka forma Freunda także zapewne się utrzyma, więc różnice pomiędzy najlepszymi w klasyfikacji PŚ powinny być niewielkie - jak w 2012 roku.



I jeśli Freund nie wygra Kuli, to to "zabrane" sto punktów (należy też pamiętać, że i rywale mieliby mniej oczek) będzie mu się śniło po nocach. Znów sprzętowa perypetia odegrałaby kluczową rolę w jakże ważnych rozstrzygnięciach. Jeśli Niemiec nie chce mieć później koszmarów, musi skakać perfekcyjnie - jak na dużej skoczni w Falun. A ponieważ nie ma wielu przyjemniejszych rzeczy od dobrego snu, z głębi serca radzę Niemcowi wykrzesać z siebie wszystko w ostatnich konkursach Pucharu Świata sezonu 2014/15.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz