XXII wyprawa skoczniowa
Dzień I, 13.07.2015 - Pokrzywna, Duszniki Zdrój
Pierwszym punktem naszej wyprawy była Pokrzywna. Nie wiedzieliśmy czego możemy się szczególnie spodziewać po tej niewielkiej miejscowości koło Prudnika. Kojarzyła nam się ona jedynie z tym, że dawniej była tam skocznia. W głowach mieliśmy zdjęcie tego obiektu, który stanowił tło dla pewnej pani w kożuchu. Ta fotografia przez dłuższy czas była jedynym zdjęciem pokrzywniańskiej skoczni, a ochrzczona została przez nas "Zdjęciem Baby" (tutaj należy zaznaczyć nasz pełen szacunek dla Pani, która znalazła się na tym zdjęciu - "Babą" była oczywiście skocznia, a nie Pani!). Gdy tylko trafiliśmy na miejsce, postanowiliśmy uczcić ten moment wykonaniem "Zdjęcia Baby" w wersji Anno Domini 2015. Tak oto na nowym Zdjęciu Baby mamy skoczniołaza.
![]() |
Zdjęcie Baby 2015. (przygotował Artur Bała) |
Skocznia w Pokrzywnej to obiekt jeszcze przedwojenny i dawno nieużywany, toteż na pierwszy rzut oka laik może tam miejsca wyczynu narciarskiego się nie dopatrzeć. Jednak o obiekcie tym w okolicy się pamięta - ulica tamże prowadząca nazwana jest po prostu "Skocznią", a pod ruinką stoi tablica informacyjna z przedstawioną historią skoczni. Dobrze zachował się przeciwstok, skoczniowe ukształtowanie terenu da się rozpoznać (zeskok nie jest nawet bardzo zarośnięty), znajdziemy także nieco podmyty już ziemny próg.
![]() |
W którą stronę tu iść? (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
![]() |
Widok na pozostałość progu w Pokrzywnej. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
![]() |
Widok ogólny skoczni. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Kolejnym punktem wyprawy były Duszniki Zdrój. W tym uzdrowisku skoczni było na przestrzeni dziejów kilka - najbardziej znana to ta przy centrum biathlonowym na Jamrozowej Polanie. Wiadomo nam było także o oryginalnie niemieckiej, a po wojnie wykorzystywanej też przez Polaków skoczni w Zieleńcu (po której nic nie zostało), o obiekcie na Podgórzu i o skoczni na stadionie Pogoni, której dokładną lokalizację znaliśmy z mapy. Internet nie obdarował nas zbyt hojnie informacjami o tej ostatniej skoczni, ale ponieważ wiedzieliśmy gdzie jej szukać, nie sposób było się tam nie wybrać. Na takie eksploracyjne elementy wypraw skoczniowych zawsze czekam z wypiekami.
Skocznia faktycznie była - z boiska Pogoni Duszniki widać przecinkę w lesie, która z dołu zapowiada niewielki terenowy obiekt.
![]() |
Skocznia na aucie. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Im wyżej wchodziliśmy wzdłuż zeskoku, tym bardziej szokowała nas jego wielkość. Jestem przekonany, że to jedna z największych zapomnianych polskich skoczni, a można było tam fruwać nawet 70 metrów. Gdy wdrapaliśmy się na górę zeskoku, radości - z widoku nie najgorzej zachowanego progu i podpór dawnego rozbiegu - nie było końca. Dla takich momentów warto być skoczniołazem!
![]() |
Próg skoczni na stadionie w Dusznikach. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
![]() |
Podpory rozbiegu. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
Skoro już byliśmy w Dusznikach, grzechem byłoby nie zawitać na Jamrozowej Polanie. Akurat swój trening przeprowadzała kadra biathlonowa. W obawie o zestrzelenie skoczniołazowskich intruzów przemknęliśmy cicho obok stanowisk strzeleckich i rozpoczęliśmy zwiedzanie dawnej skoczni. Zeskok jest już niebywale zarośnięty, ale stara konstrukcja wieży najazdowej wciąż robi wrażenie. Schody na rozbieg są jednak wybrakowane (tak samo jak sam najazd) - nici ze wspinaczki. Wspięliśmy się za to na wieżę sędziowską, która może też nie miała zbyt solidnej konstrukcji schodów, ale uznaliśmy, że spełnia nasze prywatne kryteria bezpieczeństwa.
![]() |
Ponieważ biathloniści nas nie zestrzelili, mieliśmy okazję obejrzeć niezwykle zarośnięty zeskok skoczni na Jamrozowej Polanie. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
![]() |
Najazd skoczni. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
![]() |
Nieco wybrakowany rozbieg. (fot. Mikołaj Szuszkiewicz) |
W ogóle nie zwróciliśmy uwagi na to, że na Jamrozowej istniały faktycznie dwie skocznie (co widać na niektórych zdjęciach dostępnych w sieci). Taki jest właśnie minus zwiedzania starych skoczni latem - roślinność jest tak bujna, że nie tylko utrudnia poruszanie się, ale też wiele zasłania. Ponieważ informacja o dwóch obiektach dotarła do nas już po wyprawie, do statystyk dopisujemy sobie jeden obiekt.
Łażenie po skoczniach, dojazdy, drobne problemy z samochodem i szukanie noclegu - to wszystko kosztowało nas sporo czasu, dlatego na kolejne skocznie przyszedł czas w kolejne dni. W Dusznikach zregenerowała nas woda prosto z leczniczego źródła, toteż można było z impetem ruszyć w dalszą drogę. Ale o tym w kolejnych częściach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz