czwartek, 7 stycznia 2016

3 powody, dla których powinniśmy lubić Prevca

W momencie, w którym Gregor Schlierenzauer zawiesza karierę, nie ma już żadnych wątpliwości, że Peter Prevc może być uznany za niekwestionowanego Króla Skoków. Jak na monarchię przystało, lud nie ma większego wyboru i musi być oddany swojemu władcy, choć nie ma żadnego wpływu na to, kto nim jest. A skoro tak, warto jest po prostu polubić swojego suwerena. Choćby z następujących trzech powodów.

Król Peter Prevc
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)


1. Jest jak Adam Małysz

Rywalizacja dwóch czołowych zawodników świata, niezależnie od dyscypliny sportu, zawsze powoduje szczególne emocje. W końcu bezpośrednia bitwa to coś najbardziej klarownego i klasycznego – jest jak starcie żywiołów, nieba i ziemi, potyczka dobra ze złem. Te przeciwstawne wartości przypisujemy tym, którzy walczą ze sobą na sportowych arenach. Tak było z Adamem Małyszem i jego niemieckimi nemezis: Martinem Schmittem, a następnie Svenem Hannawaldem.

Z Prevcem i Freundem sytuacja jest podobna. Z jednej strony: niepozorny Słowianin, romantyczny bohater, dotychczas wiecznie krzywdzony – wszak wiecznie drugi. Z drugiej strony zaś: ten germański najeźdźca, przedstawiciel tak obcego nam pozytywistycznego ordnungu; wypadkowa pewnego systemu, który „wypluł” go jako efekt misternie ułożonego planu stworzenia nietzscheańskiego nadczłowieka.

Przypomina mi to sytuację nie tylko Małysza. Czy nie podobne odczucia mieliśmy także w przypadku Kowalczyk i Bjoergen? Albo Bródki w pojedynku o olimpijskie złoto z Holendrem Koenem Verweijem? Teraz, choć nie mamy w skokach tak znakomitego Polaka, jest ktoś bliski nam, Słoweniec, ta sama krew, a w dodatku głęboko wierzący katolik. A w końcu Małysz był tylko protestantem!

Ale zostawiając przekąs na boku – Prevca i Małysza łączy niebywała zdolność do idealnego wręcz, szybkiego przejścia z mocnego wyjścia z progu w lot o perfekcyjnej trajektorii. Pamiętacie skoki Orła z Wisły na MŚ w Sapporo (K 90) i komentarz Apoloniusza Tajnera? Były szkoleniowiec Adama M. już zaraz po wybiciu polskiego skoczka wiedział doskonale, że czwarty zawodnik z dużej skoczni odskoczy wszystkim rywalom zdecydowanie. Dokładnie to samo widzimy w tej chwili u Petera Prevca.

2. Jest wyważony

W zasadzie można by podczepić to także pod pierwszy punkt, bowiem podobną cechę miał również Orzeł z Wisły, ale warto pochylić się nieco nad tym tematem. Chowający się w cień od kilku lat król Gregor mógł być podziwiany za swoje niezwykłe bitewne dokonania z najlepszych czasów panowania, ale jednocześnie wielu poddanych nie przepadało za nim ze względu na pewną buńczuczność i butę.

To może nadinterpretacja, bo prywatnie Schlieri jest zapewne bardzo przyjazną osobą, jednakże kibice nie zapominają takich rzeczy, jak choćby pukanie się w głowę po przeskakiwaniu skoczni. Można zrozumieć, że młody gwiazdor miał wówczas na uwadze bezpieczeństwo swoje i kolegów (choć w zasadzie tylko on potrafił wówczas osiągać takie odległości), ale czy Adam Małysz bądź Janne Ahonen zachowywali się w ten sposób?

Jestem przekonany, że reakcje Schlierenzauera miały wpływ na przełom w skokach, jakim było wprowadzenie przeliczników. A to także nie wszystkim się podoba. Prevc po swoich skokach nie szaleje w ten sposób, najwyżej okazuje swoją radość w stosunkowo umiarkowany sposób (porównajmy go choćby z Vincentem Descombesem Sevoie – woda i ogień!). A jeśli już jesteśmy przy „nowym systemie”, to ostatnio był raczej jego ofiarą – w Oberstdorfie ucierpiał na tańcu z belkami, który zafundowało nam jury zawodów.

3. Do igrzysk olimpijskich jeszcze dwa lata

Są jeszcze praktycznie dwa sezony na to, żeby Kamil Stoch zdążył wrócić do swojej topowej formy i na igrzyskach olimpijskich w dalekiej Korei walczyć z Peterem Prevcem jak równy z równym - by ostatecznie go pokonać i obronić złote medale wywalczone w Soczi. Polak powinien więc się wyrobić (oby tylko przygotowane były skocznie w Ramsau i Wiśle-Łabajowie). A zanim to się stanie – polubmy naszego nowego króla. Lepszego mieć nie będziemy!

1 komentarz: