sobota, 26 listopada 2016

Laudacja dla Descombesa

Oczywiście możemy zachwycać się braćmi Prevcami i Maciejem Kotem, ale moją uwagę, zresztą nie od dziś, zwraca pewien niezwykle ekspresyjny Francuz. Na otwarcie sezonu zajął 10. miejsce i pierwszy raz w karierze będzie prekwalifikowany w PŚ.


Descombes Sevoie w Planicy 2016
(fot. Mikołaj Szuszkiewicz)

Przez całe lata jego nazwisko przewijało się w dole tabel zawodów Pucharu Świata w skokach narciarskich. Sam zwracałem na nie uwagę głównie ze względu na charakterystyczną wymowę i rzadko spotykaną w światku skoków narciarskich (nie licząc nazwisk zawodników norweskich) trójczłonowość. Przygodę z zawodami najwyższej rangi Vincent Descombes Sevoie "Dekąb Sewuła" (zwany przez niektórych komentatorów od czasu do czasu "Deskąbem" lub "Sawułą") rozpoczyna w sezonie 2005/06. Kolejne kilka lat pozostaje w cieniu dość solidnych kolegów z reprezentacji, Emmanuela Chedala i Davida Lazzaroniego. Kiedy ci kończą kariery, wobec braku młodych-i-zdolnych automatycznie staje się przodownikiem we francuskiej kadrze. Jeśli jednak moc drużyny chcemy oceniać na podstawie mocy jej lidera, "Trójkolorowych" należy plasować wówczas wśród skokowych outsiderów. Nie pomaga nawet doświadczenie trenerskiego fachury ze Słowenii, Matjaża Zupana. Być może to nieporozumienia komunikacyjne ze szkoleniowcem-obcokrajowcem blokowały Descombesa. Oto nagle, w wieku 31 lat, po zmianie trenera na Gerarda Colina - skaczącego kiedyś (bardzo przeciętnie) Francuza - Vincent przebija pancerz niemocy i zaczyna dość regularnie punktować w Pucharze Świata. Zalicza nawet 9. miejsce w Sapporo. Sezon później ma równie udane serie startów, szczególnie w Turnieju Czterech Skoczni (nie spada w nim poniżej 19. miejsca w zawodach). W Vikersund ustanawia bardzo solidny rekord Francji: 230,5 metra.


Ktoś może powiedzieć: i czym tu się zachwycać? Nawet jeśli zrobił niezły postęp stosunkowo późno - to wciąż jedynie jest skoczkiem ze środka tabeli. A jednak: ten postęp jest imponujący. Szczególnie że nastąpił u kogoś, kto nie ma na co dzień takich warunków do trenowania skoków jak Norwegowie, Austriacy, Niemcy czy nawet Polacy. Ale jest coś jeszcze, co wyróżnia Vincenta Descombesa Sevoie. Nikt nie wnosi do skoków tyle radości, co właśnie Francuz - w parze ze swoją niepowtarzalną ekspresją. Doskonale pamiętamy żywiołowe reakcje Svena Hannawalda, które nie wszystkim przypadały do gustu. Bardzo emocjonalnie potrafił reagować (na swoje powodzenia i niepowodzenia) Gregor Schlierenzauer; zazwyczaj wiele emocji rysuje się po skokach także na twarzy Petera Prevca. Ale nikt nie cieszy się i nie złości tak, jak Descombes. Każdy dobry skok w jego wykonaniu wiąże się z niesamowicie szczerą i nieskrępowaną reakcją. To wybuch radości okraszony obfitą gestykulacją, chętnie prezentowaną prosto do kamery. I ta reakcja nie może nikomu wadzić - może się jedynie udzielać. Kiedy Francuzowi nie wyjdzie, także wyraźnie daje znak swojemu niezadowoleniu, ale pretensje kieruje wyłącznie do siebie. Inaczej, niż to bywało kilkakrotnie z innymi skoczkami, także tymi, których nazwiska już tutaj padły. 




Mogę oglądać skoki dla polskich skoczków, z którymi jestem w stanie pogadać w rodzimym języku. Mogę oglądać je dla Prevca, który wyczynia cuda na skoczniach świata (nie bez powodu zachwycałem się nim aż do przesady w zeszłym sezonie i pewnie będę to robił wciąż). Mogę to robić dla zawodów w Planicy, Vikersund i Kulm, które są kwintesencją fruwania na nartach i prokurują zachwyt nad możliwościami ludzkiego ciała, jednocześnie będąc dowodem na realność snu o lataniu. Ale chcę, i będę to robił także dla Descombesa - i dla każdego skoczka, nawet z końca tabeli, który będzie wnosił do skoków narciarskich pewien dodatkowy pierwiastek. Ten pierwiastek to szczere ludzkie emocje, okazywane w sposób bezpośredni i przejmujący, ale z zachowaniem ogromnej klasy i pewnej odpowiedzialności: za widzów, za swoją dyscyplinę, za młodych skoczków, którzy kiedyś będą podbijać Puchar Świata. Oby jak najwięcej takich pozytywnych przykładów. I oby jak najwięcej radości - w tych czasach, w których tak lubimy wylewać na siebie kubły pomyj i irytować się zanadto. Bądźmy jak pewien skoczek narciarski z Francji, któremu ostatnio idzie naprawdę bardzo dobrze, choć wydaje się, że bliżej mu niż dalej do końca kariery sportowej. Bądźmy jak Vincent Descombes Sevoie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz